niedziela, 26 października 2014

Zimowa stylówka Jaśka.

 Aaaaaaaaa ....zimno!!!
Za oknem zrobiło się zimno i wietrznie. Już z utęsknieniem wyczekuje cieplejszych dni.
Ale puki co musimy przetrwać te chłody i w czymś grzać nasze tyłeczki.
My uzupełniamy naszą garderobę i się wam chwalimy co będzie nosił Jaśko tej zimy!
I tak na pierwszy ogień idzie kombinezon który upolowaliśmy w Lidlu, i muszę się przyznać, że jest super i jesteśmy z niego mega zadowoleni. Chodź żeby go zdobyć musiałam wstać wcześnie i o 7:50 stać i czekać na otwarcie - było warto.
Następnie dokupiliśmy jeszcze kilka rzeczy z H&M bo lubimy ciuszki z tej firmy. Między innymi mamy bluzę z miki którą wszystkim polecam jest mięciutka, cieplutka i po prostu urocza. Zakupiliśmy także odświętne body co by się odpowiednio prezentować na wszelakich uroczystościach - tak więc wersja Jaśko elegant już dostępna.
Ogólnie bardzo lubimy wszystko co jest, milutkie, cieplutkie i kolorowe.
Jak Wam się podobają ?
Kombinezon Lidl. 
Ciuszki z H&M.

niedziela, 19 października 2014

Come back praco! Jutro wielki dzień.

Jutro kończę urlop macierzyński i wracam do pracy.
Przeszłam już badania lekarskie i podobano nadaje się, tak przynajmniej napisano na zaświadczeniu.
Był, to niezwykły i magiczny czas oraz jeden z najwspanialszych etapów mojego życia. Niezwykła bliskość z dzieckiem oraz dzielenie się z, nim każdą chwilą.
Uświadomiłam sobie, jak czas szybko płynie, przecież dopiero co sprzedawał mi kopniaki w brzuchu, a tu już musimy się rozdzielić.
Na pewno będzie mi brakować naszych poranków w łóżku. Ja za wszelką cenę próbująca zdrzemnąć się jeszcze 15 minutek, Jaśko szalejący już z naładowanymi bateriami na fulll...., to ciągnie mnie za włosy, to wkłada mi palce do nosa, ciągnie za ucho. Podsumowując krótko robi wszystko bym już się z, nim bawiła.
Z wielkim żalem myślę o chwilach, które mnie niestety miną, że niektóre rzeczy będę znała tylko z opowieści. Chciałbym zawsze być obok niego, ale wiem, że to nie możliwe.
Zadaje sobie pytanie: Czy jakoś dam sobie radę i się ogarnę ?
Czy mój mózg jeszcze całkowicie nie zardzewiał ?
Hmm...... ostatnio moje rozmowy ograniczały się przez dłuższy czas do monologów, teraz mój rozmówca często odpowiada mi, jednak są to dźwięki w stylu:
- mamamamamama
- tatatatatata
-gagagagaga
-dadadadadad itp.

Moje zdolności organizacyjne będą musiały ewoluować na całkiem nieznany mi level, dom - żłobek - praca, praca- żłobek -dom, i to tak żeby było na czas!
Czy po miesiącu będę musiała wysłać sms, żeby się dostać do programu Perfekcyjna Pani domu ?
To się pewnie okaże po najbliższych tygodniach.
Na bloga zawsze znajdę czas muszę się gdzieś wyżyć emocjonalnie i myślowo przecież. 
Czy któraś z Was wie jak z 24h zrobić 48 ? Jeśli ktoś zna ten migaczy sposób poproszę o pilny kontakt, ta wiedza będzie mi potrzebna na 1000%.

Pozwólcie, że przytoczę tu cytat z książki "Zła Matka"który świetnie wszystko podsumowuj:
"warto być matką, która zachwyca się tym, kim jest jej dziecko. Matką, która mniej czasu poświęca na martwienie się tym, co może się wydarzyć albo co już się stało, a więcej na cieszenie się chwilą. Matką, która nie obawia się potknięć i zaniedbań. Matką, która nie przejmuje się tak bardzo, czy będzie dobra czy zła, ale wie, ze jest taka i taka. Matką, która robi co w jej mocy, i wie, że to zupełnie wystarczy, nawet jeśli ostatecznie to, co w jej mocy, okazuje się tylko niezłe”. 


 Dobra teraz prośba do Was. Proszę grzecznie o trzymanie mocno kciuków, aby się szybko wszystko poukładało i zorganizowało oby jutrzejszy dzień był super.

 Poniżej ja i mój mały Mr. Boom!!! Kocham go jak z stąd do księżyca ;p



piątek, 17 października 2014

Sernik

Jadąc w odwiedziny, w rodzinne strony zrobiłam ciasto, które jest przez wszystkich uwielbiane, zwie się sernik. Jest, to moje popisowe cisto.
I tak co, by nie być samolubem, zdradzę wam recepturę na te pychotki.

Tajny przepis to:
- 1 kg sera mielonego - i tu konieczny jest zakup sera "Mój ulubiony Wieluń". Uwierzcie mi testowałam już inne i nie wychodzi taki pyszny. Jak nie ma w wiaderkach to kupuje go w mniejszych opakowaniach po 450g, bo można go tez do kanapek używać.
- 15 dag masła
- 1 niepełna szklanka cukru
- duże opakowanie cukru waniliowego
- opakowanie budyniu waniliowego
- starta skórka z 2 cytryn
- 5 lub 6 jajek
- płatki migdałowe
- 1/5 szklanki kaszy manny
- łyżeczka proszku do pieczenia
 
Zaczynamy od przygotowania foremki. Tortownicę 24 cm wypełniamy pergaminem do pieczenia. Ja używam kwadratowej.
I zabieramy się za ciasto!
Białka ubić na sztywno. Masło zmiksować z cukrem (cukrem waniliowym też) i żółtkami. Dodać budyń wraz z proszkiem do pieczenia. Oczywiście, wymieszać to.
Następnie wrzucamy do tego twaróg, potem kaszę mannę i miksujemy. Żeby pięknie pachniało dodajemy startą skórkę z cytryn.
Na końcu delikatnie wmieszać łyżką ubite białka i dodać płatki migdałowe.
Pamiętajmy, że białka jak dodajemy i mieszamy zawsze od dołu do góry łyżką to ,wtedy ciasto jest bardziej napowietrzone i ładnie wyrasta. 
Teraz dane techniczne:
Piekarnik temp. 175'C i pieczemy przez około godzinę.
Studzimy w uchylonym piekarniku.
Ja jeszcze daję na wierzch polewę czekoladową, bo jak się tuczyć, to na całego. 
Smacznego!

środa, 15 października 2014

Metamofroza Wierzbicki&Schmidt

Już od jakiegoś czasu chciałam się dostać na taką metamorfozę, ale jakoś zawszę się spóźniałam i nie udawało się. Nie poddając się i trzymając się pozytywnych myśli o sukcesie w końcu dowiaduję się będę szła ! Co prawda była, to szybka akcja, bo dowiedziałam się dzień przed terminem spotkania. Początkowa euforia, ewaluowała  w milion rożnych uczyć, radość, ciekawość, błogość, ekscytacja, strach, niepewność.... taki koktajl Mołotowa. Po tym wszystkim nie mogłam usnąć i rano czułam się, jak bym nie wstała, a zmartwychwstała! Czyli na wyjście koniecznie makeup, zaszpachlujemy co nieco zmęczenie i będzie GIT.
I tak przeważnie taka metamorfoza odbywa się w jeden dzień, cięcie + farbowanie, ale akurat w moim przypadku miało być na raty tak więc, worek 14.10.14 i środa 15.10.14. Oczywiście, nie wybrzydzamy i szykujemy się na przygodę.
Myślicie sobie: Czy ona się nie boi ?
Hmmmm.... przyznam się, że jasne! Zawsze mogę wyjść z tęczą na głowie i irokezem ale myślę, że to już by był hardkor. Jedno wiem na pewno, włosy nie ręce, odrosną.
I tak oto wyszykowałam się, tak by było wygodnie i zmierzam do jaskini lawa, a nie, nie, nie, nie lwa tylko fryzjera hihi...
Na miejscu okazało się że, jednak coś im się pomyliło i będę obsłużona kompleksowo za jednym zamachem! Atmosfera tam jest przyjazna, a Panowie Wierzbicki&Schmidt są normalni i całkiem spoko. Potrafią doradzić i przede wszystkim przekonać.
Po pytaniu o moje preferencje usłyszeli ode mnie:
- proszę żebym mogła je jeszcze związać i tylko nie czarne!
Moja prośba został pozytywnie rozpatrzona. 
Cała przemiana w moim przypadku odbyła się troszkę tajemniczo, bo do końca nie wiedziałam jak to będzie wyglądać na finiszu. Wiedziałam, że będzie coś z brązem i rudym... miedzianym ? Ale tych odcieni jest przecież jak grzybów po deszczu. Wypowiadane koło mnie zdania niewiele mi mówiły było, to coś w stylu:
- kolor 6.1, czy raczej coś z 5 ?
Brzmiało jak typowanie liczb w totka.
Mycie głowy było, po prostu zjawiskowe, Pani tak dobrze masowała, że w ogóle nie chciałam schodzić, mogła by ze mną zamieszkać i codziennie mnie tak rozpieszczać.
Jak zaczęły lecieć moje włoski troszkę miałam pietra, czy coś zostanie na koniec i Jasio jeszcze będzie miał co szarpać.
Uwaga, uwaga, po pięciu i pół godzinie nastąpił koniec mojej przemiany. I uwierzcie mi od siedzenia dupa bolała niesamowicie, choć starałam się wykorzystać każdą chwilę, żeby chodzić, stać i rozprostować nogi.
Cała przygoda mega pozytywna, było miło z dreszczykiem emocji. 
Tak naprawdę fryzura przejdzie test jutro, jak umyję głowę i już żaden miły fryzjer mi jej nie ułoży.
Na pewno za kilka m-c jak moja wełna na głowie odrośnie, będę znów się starać aby móc tam pójść i spędzić miło czas.
Poniżej zdjęcie przed i po.
Jakość hmmmm.... beznadziejna, bo Ł. nie naładował baterii do aparatu, człowiek może prosić, prosić i się nie doprosić. Na reklamację odsyłam do Ł.
Przed.
W trakcie.
 
 Po metamorfozie.





wtorek, 7 października 2014

Wyobrażenia kontra real


Kiedy jesteś w ciąży, wyobrażasz sobie chwile gdy już Twoje maleństwo będzie na świecie razem z Tobą. Jak będziesz się nim opiekować, przytulać, ubierać. Myślisz sobie jak ślicznie będzie wyglądać w tych wszystkich malutkich ciuszkach które dla niego kompletowałaś.
Jak widzisz wózek z niemowlakiem, to jeszcze bardziej wyczekujesz tej chwili a w myślach już widzisz jak prowadzisz swój własny dyliżans z maluchem. Czy tak nie jest? W naszej wyobraźni zawsze widzimy tylko takie same sielskie momenty.
Bo kto sobie wyobraża jak będzie przebierał kupę która wyszła bokiem i plecami ? Czy jest ktoś kto w ciąży przed snem myślał jak to będzie wstawać w pierwszych tygodniach co 2 h na karmienie i przewijanie ? Nieprzespane noce, zmęczenie… pranie to niekończąca się opowieść (prasowanie też). Zresztą po porodzie nie czujesz się jak nowo narodzona, tylko wykończona. Ja czułam się jak bym z zmartwychwstała ;).
Ale wiecie co, po prawie 9 m-c z moim maluchem mogę powiedzieć wszystkim i każdemu z osobna. Nie marzyłam o tych rzeczach, raczej o sielskich spacerach i przytulaskach z maluchem i wszystkim tym co wymieniłam na początku.
Te wszystkie czynności powyżej, oprócz dużego wysiłku który musiałam w nie włożyć dały mi niesamowitą radość, bliskość, wiele wspaniałych nowych uczuć. Nauczyłam się całkiem nowego rodzaju miłości do drugiej osoby, całkiem nowego strachu, leku. Nauczyłam się cierpliwości i wytrwałości, bardzo dużej odpowiedzialności. Potrafię całkiem inaczej spojrzeć na otaczający mnie świat a moja hierarchia potrzeb przewróciła się do góry nogami
Te wszystkie nowe rzeczy o których nie marzyłam ale nadeszły mogę powiedzieć z ręką na sercu są PIĘKNE w tym, że są. Jestem szczęśliwa że mogę pokazać mu świat, prowadzić go przez życie, pomagać, wspierać.
Życie dało mi wielkie wyzwanie, a raczej dało mi nowe życie które dopiero się zaczęło, a ja mogę stać na straży i pomagać ile tylko będę potrafiła.
Ten moment kiedy rodzi się dziecko i czekasz na płacz, wydawało mi się, że to trwało wieczność i nagle jest… zapłakał a Ja stałam się najszczęśliwszą już nie kobietą ale MATKĄ na świecie. Kiedy zbliżyli go do mojej twarzy moje serce należało już tylko do niego.
Niestety musiałam troszkę się naczekać zanim dane było mi przeżyć cud, jakim jest urodzenie dziecka.
Teraz kiedy już jest ze mną doceniam każdą chwilę i nie zmieniłabym niczego. Właśnie sobie smacznie  śpi i mam nadzieję, że śnią mu się same milusie i puchate rzeczy.
Jaśko jest całym moim światem, powerem na każdy dzień i nie zmieniłabym niczego.
Jak ja kiedyś mogłam żyć bez niego ? No powiedzcie jak ?




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...