Dziecko jest jak prąd, ma swoje FAZY! I jak to ze wszystkim w życiu bywa, trzeba to przetrwać innego wyjścia nie ma. Na szczęście wszystko nie występuje na raz, tylko po prostu jedno się kończy, drugie się zaczyna. Jak to było do tej pory u nas?
Jestem mamą dwójki, czyli można powiedzieć, że to taki standardowy model rodziny dwa plus dwa. Spełniliśmy poniekąd oczekiwania społeczeństwa, ponieważ jedno to wytykanie, że będzie rozpieszczony, samolubny i zostanie sam na świecie, a trójka to już na pewno nie bylibyśmy całkowicie zdrowi na umyśle, podejmując tą decyzję (oczywiście chodzi mi o społeczeństwo). Tak więc wracamy do tematu. Mamy dwójkę dzieci płci męskiej (o tak, tu społeczeństwo pomimo ich ulubionej liczby dzieci też ma "ale", bo gdzie jest dziewczynka? No cóż, no cóż, no cóż..... nie dogodzisz każdemu) i codziennie uczę się czegoś nowego. Przeżyłam już wiele, ale też wiele jeszcze przede mną.
Jak dotąd udało mi się rozróżnić 4 podstawowe FAZY u moich rozrabiaków.
FAZA - jestem na "NIE".
Ta faza potrafi być bardzo irytująca i podnosić ciśnienie lepiej niż moja ulubiona kawa z ekspresu. Objawia się tym, że 99% rzeczy jest na "nie". Podam kilka przykładów.
1."Nie, nie ubiorę butów", ale chce iść na podwórko, po czym jak już się je uda ulokować na tych małych stopach i wrócimy ze spaceru, to nie chce ich zdjąć i zabawa zaczyna się od początku.
2. "Nie będę się kąpać", nie wchodzę do wanienki, nie chcę koniec i kropka. Następnie z racji tego, że niby po 3 centymetrach brud sam odpada, ale nie koniecznie chcesz sprawdzać tą teorie w praktyce. W końcu udaje ci się zaciągnąć tego uparciucha i umyć. Kiedy ma wychodzić z wody, znów słyszysz ulubione słowo "nie". Bo on nie chce wychodzić, chce tam siedzieć, moczyć cztery litery. Mimo, że po pewnym czasie usta sinieją, to ty nadal się produkujesz by wyszedł.
3. "Nie, nie ubiorę pidżamy nie będę się przebierał". Za to rano na odwrót, bo sprzeciw pojawi się przy próbie ściągnięcia.
I bądź tu mądry. A mówią, że to kobieta zmienną jest.
FAZA - to jest "MOJE".
Tu niczym Gollum z "Władcy Pierścienia" Moje, moje, moje! Wszystko należy do niego. Cały trik polega na tym, że nie chodzi o rzeczy, które należą do niego te, które przyniesiemy z domu wychodząc na zewnątrz. Jeśli dziecko popatrzy w piaskownicy lub placu zabaw na daną rzecz dłużej niż 10 sekund uznaje, że jest jego. Kiedy dotknie palcem dany przedmiot, jest jego i analogicznie oczywiście wziął do ręki to już na 100% domniema, że jest jego! Najgorszy jest moment, kiedy trzeba wrócić do domu i zostawić zagarnięte przedmioty lub oddać je prawdziwym właścicielom a one przecież już są "jego". I wtedy tłumaczymy, tłumaczymy i tłumaczymy. Na początku rozmowa przypomina rozmowę ze słupem. Ty mówisz do słupa a słup swoje, ale w końcu to mija. Kiedyś już poruszałam ten temat na blogu, więc jeśli jesteście ciekawi zapraszam
TU (klik).
FAZA - "DAJ MI" oraz "JA CHCĘ".
W tej fazie oczywiście nie chodzi o rzeczy, które są dostępne dla dziecka tylko o te, co bardzo by chciało a niekoniecznie są dla niego odpowiednie. Ile razy Wasz maluch stał z wyciągniętymi rączkami ku górze do granic możliwości jakby chciał pobić rekord w rozciąganiu się? U mnie było to dosyć często a Stanisław do tego wszystkiego tupie jeszcze nogami i wygląda, to bardzo komicznie. Niekiedy faza "daj" wywołuje też ataki rozpaczy, kiedy nie otrzyma upragnionej rzeczy. Stachu, kiedy po dłuższych próbach, jęczeniu, tupaniu i rozciąganiu się zdaje sobie sprawę z tego, że to na mamę zwyczajnie nie działa ma taką minę jak gdybym właśnie zrujnowała mu życie. Niestety niekiedy "rujnuje" mu życie kilka razy dziennie.... Dlatego człowiek potrafi się już do tego przyzwyczaić.
FAZA - "DLACZEGO?"
Faza "DLACZEGO?" sprawiała, że niekiedy myślałam, że sfiksuje. Starszak mógł tak w koło, jak niekończąca się opowieść używać tego słowa. Na każdą moją odpowiedz, znów pytało "dlaczego?". Kiedy kończyły mi się już pomysły nie dawał za wygraną i dopytywał dalej "mama no, ale dlaczego?". Czyli wiecie, to prawdziwy test na kreatywność i wytrzymałość.
Jedno jest pewne wszystko mija, szybciej lub później. Sama nie mogę uwierzyć, że oni tak szybko rosną, z dnia na dzień zmieniają się na moich oczach. Gdzie się podziały te różowe kulki? Niestety garderoba też ciągle musi się zmieniać, bo wszystko co chwilę robi się małe. Ostatnio poratował mnie
Lidl, bo zaopatrzyłam Stanisława w sporą ilość ubranek. Jestem bardzo zadowolona z jakości ubranek marki Lupilu, Jasio również je kiedyś nosił i niektóre do dziś wyglądają jak nowe, choć często użytkowane. Na zdjęciach właśnie w naszych zdobyczach, które ostatnio były dostępne na sklepowych półkach.
A jak to jest u Was z tymi "FAZAMI" ?