czwartek, 31 sierpnia 2017

Moje bajeczki - seria książeczek dla dzieci.

Moje bajeczki, to seria książek dla dzieci, którą wydało Wydawnictwo Egmont. Nasza biblioteczka jest już naprawdę sporych rozmiarów, ale te mnie zachwyciły, więc muszę zrobić chyba remanent w naszych zbiorach na właśnie takie perełki.


Wszystkich kochający literaturę i zapach nowej książki (tak jak ja) zapraszam na krótką recenzję czterech egzemplarzy z serii "Moje bajeczki"

1. Masz i Niedźwiedź. Moje Bajeczki - o psikusach i psotach.

To pierwsza bajka, na jaką skusił się mój Jaś, by oglądać cokolwiek na wielkim ekranie (czyli tv). Jego młodszy brat Staś, też ją kocha i nie uznaje jak na razie nic innego. Mamy już kilka pozycji książkowych z udziałem niesfornej Maszy i radośnie powitaliśmy też tą! W środku znajduje się aż osiem opowiadań. Nie są to jednak nowe bajki (a szkoda), lecz te, które już znamy z filmów. Jednak całkiem inaczej jest jak się je ogląda i opowiada o tym wszystkim co tam się dzieje (a zawsze dzieje się dużo). Jest zawsze dużo śmiechu i psot. Polecam wszystkim miłośnikom Miszy i Maszy.

2. Tomek i przyjaciele. Moje Bajeczki o lokomotywach.

Tomek to bardzo użyteczna lokomotywa i wraz z całym gronem swoich przyjaciół przeżywa wiele niesamowitych przygód. Książeczka ma dziewięć krótkich opowiadać a każde z nim, ma innego głównego bohatera. Oglądaliśmy również już pełnometrażowy film o tej dzielnej lokomotywie, więc ta pozycja po prostu do nas pasuje.

3. Kraina Lodu. Moje Bajeczki o Annie i Elsie.

Słysząc "kraina lodu" od razu w głowie mam piosenkę "Mam tę moc!", nie może być inaczej. Miłość, która jest między rodzeństwem potrafi zdziałać cuda i przezwyciężyć wszytko. O tym mogliśmy się przekonać czytając lub oglądając pełnometrażową wersję "Krainy Lodu". W tej książeczce natomiast znajduje się osiem krótkich opowiadać z udziałem tych słodkich pannic. Fajne jest to, że nie są to przepisane z filmu sytuacje, ale całkiem nowe, które możemy odkryć czytając książkę razem z dzieckiem. Osobiście najbardziej kocham Olafa, skradł moje serce od razu.

4. Bob Budowniczy. Moje Bajeczki o Bobie Budowniczym.

Buduje, naprawia i ratuje z opresji, czyli nikt inny jak Bob Budowniczy. Nie robi tego oczywiście sam, ale ze wspaniałą drużyną, która zawsze go wspiera. Dzięki nim powstało już bardzo dużo wspaniałych budowli. W książeczce jest osiem opowiadań, które już kiedyś mogliśmy zobaczyć oglądając odcinki niezawodnej ekipy budowlanej na ekranie tv. Jednak dla wszystkich miłośników konstruowania, budowania i naprawiania będzie idealna. Po prostu Bob Budowniczy - damy rady!!!

Wszystkie cztery pozycje charakteryzują się tym, że mają krótkie opowiadanie, co dla małych dzieci jest bardzo ważne, bo nie potrafią jeszcze na długo skupić swojej uwagi. Dodatkowa format bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo są kwadratowe i małe, dlatego łatwo je schować do torebki, bagażu lub małego plecaka przyszłego mola książkowego. Świetnie się sprawdzą na wyjeździe. Ilustracje są duże i kolorowe, co wzbudza zainteresowanie maluchów. Bardzo przyjemnie się je czyta.

Która najbardziej Wam się podoba?









wtorek, 29 sierpnia 2017

Sałatka z brokułem w roli głównej - banalnie prosta!

Sałatka z brokułem w roli głównej - banalnie prosta!

Sałatkę z brokułem miałam okazję skosztować na sześćdziesiątych urodzinach mojego taty. Przy pierwszym kęsie od razu wiedziałam, że to jest to! Wielka jedzeniowa miłość. Ja i ona razem. Dlatego zrobiłam maślane oczy i otrzymałam przepis, którym się właśnie w tej chwili z wami dzielę. 

Oczywiście jest bardzo prosta, bo tylko takie w moim przypadku są do wykonania przy moich dwóch małych łobuzach.


Składniki potrzebne do wykonania sałatki z brokułem:

- dwa brokuły, 
- cztery jajka, 
- ser feta (jedno opakowanie), 
- pół szklanki słoneczniku, 
- dwie łyżki jogurtu naturalnego (jak najbardziej lobię te typu greckiego, bo są gęste), 
- jedna łyżka majonezu, 
- 2 ząbki czosnku, 
- pieprz.

Sposób przygotowania sałatki z brokułem:

Różyczki brokułów gotujemy w osolonej wodzie na miękko lub al dente jak kto lubi. W drugim garnku gotujemy jajeczka i tu już zdecydowanie na twardo. Po ugotowaniu, obieramy je i kroimy w cząstki. W międzyczasie na patelni prażymy na złoto słonecznik (ja kupuję do sałatek łuskany, ale jeśli ktoś jest męczennikiem może sam wyłuskać, ewentualnie zlecić mężowi za karę). Ser feta wyjmujemy z opakowania i kroimy w kostkę. 
Sos jest bardzo łatwy, wystarczy wymieszać jogurt z majonezem, dodać pieprz i wyciśnięte przez praskę ząbki czosnku.  Całość porządnie zamieszać, aż wszytko się połączy w całość.
Ostatni etap to połączanie wszystkich sadników razem i konsumpcja - czyli bardzo przyjemna czynność.  
Smacznego!

Jeśli jesteście fanami sałatek jak ja, to potem inne moje przepisy jak np. "Sałatka ziemniaczana - kiedy w lodówce jest tylko światło", ale jest tego dużo więcej, więc szperajcie śmiało. 

Sałatka z brokułem w roli głównej - banalnie prosta!

Sałatka z brokułem i serem feta

Sałatka z brokułem i serem feta

Sałatka z brokułem i serem feta

Sałatka z brokułem i serem feta


poniedziałek, 21 sierpnia 2017

"Choroba", na którą Twoje dziecko jest narażone idąc do przedszkola lub żłobka.

Choroba na którą Twoje dziecko jest narażone idąc do przedszkola lub żłobka.

Większość matek chciałoby zostać w domu z dzieckiem w pierwszych latach życia. Niestety, nie zawsze jest taka możliwość, czy to ze względów ekonomicznych, czy życiowych. Wtedy, jeśli nie mamy babci, cioci, kuzynki itp, która mogłaby zająć się naszymi dziećmi wybieramy instytucje, które są do tego specjalnie stworzone. Ta opieka różni się od tej, którą do tej pory każda matka zapewniała w domu, jest dużo dzieci i kilka Pań. Dziecko musi się nauczyć żyć w grupie i do niej dopasować. Nie ma tam miejsca by iść pod prąd, są jasno wyznaczone reguły, które trzeba przestrzegać. Jak wszędzie jest dużo plusów i minusów, jednak ja dzisiaj chciałam wam napisać o "chorobie", z którą zawsze mamy styczność od września do czerwca z przerwami.


Żłobek i przedszkole to siedlisko zarazków i wylęgarnia chorób. Niestety brzmi to brutalnie, ale prawdziwie. Na przykład w takim żłobku jedną zabawkę bierze zapewne do buzi niejedno dziecko. Natomiast wymiana wszelakich bakterii następuje zaskakująco "sprawnie". Wiem dziecko musi nabrać odporności, a nabywa ją paradoksalnie poprzez przebyte choroby. Nie ma sterylnego świata, ale to jedno z czym borykam się już od 3 lat u obojga dzieci. Wszystko to spędza mi sen z powiek, bo jeśli oni nie mogą spać to ja też! Tak zwana transakcja wiązana.

Na jaką "chorobę" jest narażone twoje dziecko, idąc do przedszkola lub żłobka?

To może jest trywialne oraz banalne i odpowiedź niby nikogo nie zdziwi ,a jednak za mało się o tym mówi! Katar! Spędza sen z powiek naszym maluchom, a one nam. Uciążliwy i ciągnący się w nieskończoność. Chciałoby się rzec "katar to nie choroba" jasne, że nie. Jednak to jej “dobry” początek. Organizm daje znać, że coś się dzieje i tu drogi rodzicu zależy od Ciebie, jak zareagujesz.

Kiedy byłam mamą po raz pierwszy przejmowałam się wszystkim aż za nadto. Nie miałam doświadczenia i wolałam dmuchać na zimne, co powodowało natychmiastową wizytę u lekarza. Teraz już podchodzę do tego inaczej.

Mamy kilka odmian kataru. Tak najprościej ( i tu może być nawet chwilę wesoło): 
- przeźroczysty - początkowy, często występujący przy alergiach, ząbkowaniu - to znak, że coś się dzieje!
- zielony - kiedy organizm walczy z infekcją,
- żółty - kiedy organizm broni się przed wirusem,
- czerwony - kiedy naczynia w nosie zostaną uszkodzone,
- szary (czarny) - gdy nawdychamy się dużo kurzu.

Jeśli u naszego maluch pojawia się ten przeźroczysty, to jeszcze nie ma co wpadać w panikę.Warto mieć jednak na uwadze, że coś się dzieje i trzeba reagować. Im szybciej, tym lepiej.

Uwaga! Rodzicu, przeczytaj to kilka razy "katar to początek choroby". Jeśli zmieni kolor na zielony czy żółty, to absolutnie nie zaprowadzaj dziecka do przedszkola/żłobka. Rozumiem, że szef krzywo patrzy, ale twoje dziecko zaraża inne. Pomyśl sobie, że podczas takiej wizyty z zielono- żółtymi gilami po pas, zarazi kilkanaście innych. Tych dzieci rodzice też nie mają co zrobić! Również mają pracę, bo zapewne gdyby jej nie mieli, nie zaprowadzali by tam swoich maluchów. Woleliby ten czas spędzać razem na psotach, zabawach czy zwyczajnym nic nie robieniu. Pomyśl dwa razy, bo "jak Kuba bogu tak Bóg Kubie".  Postaw się na miejscu tamtych rodziców. Czy ty chciałbyś, aby Twoje dopiero co zdrowe dziecko zaraziło się od innego? Zapewne nie.

Katar, to początek choroby. Jeśli myślisz, że może "samo" przejdzie lub jakoś to będzie, to w 99% przypadkach muszę powiedzieć, że NIE. Dziecko porządnie się rozchoruje i zamiast 3 dni l4 weźmiesz 2 tygodnie. Niestety ta "choroba" jest nieuleczalna na stałe i katar powraca jak bumerang. Przez cały okres uczęszczania do placówek, więc drogi rodzicu zaopatrz się w sól morską, inhalator oraz inne cuda. Walcz!

środa, 9 sierpnia 2017

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

Nowa bryka dla przewoźnika! Czyli coś zupełnie nowego co od jakiegoś czasu zamieszkało u nas w domu. Jestem mamą dwóch aktywnych maluchów, które każdą możliwą chwilę spędzają na świeżym powietrzu. Okres wakacyjny, słońce i całe to piękno zachęca by aktywnie spędzić czas. Staram się dbać o ich rozwój fizyczny i motorykę dużą dlatego chętnie uczymy się z Jasiem nowych rzeczy.


Sztukę jeżdżenia na rowerze, gokardzie, jeździkach i innych cudach napędzanych nogami mamy już opanowane do perfekcji. Dlatego przyszła pora na coś całkiem innego, co porusza się dzięki wykorzystaniu małych rączek. Tak dokładnie rączek a nie nóg. Tym pojazdem jest TwistCar.

Co to jest TwistCar?

To pojazd napędzany ruchami kierownicy, z którym do tej pory mieliśmy kontakt tylko w tak zwanych "kinder planetach" lub innych tego typu tworach. Tam niestety był ograniczony plac, by móc sobie bez ograniczeń pojeździć i sprawdzić wszystkie jego możliwości. Od jakiegoś czasu TwistCar jest z nami i wywołał prawdziwą braterską sprzeczkę. Chłopcy musieli zmieniać się pierwszego dnia co kilka minut a na koniec jeździli na nim razem (oczywiście młodszy jako pasażer).

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

Jak działa TwistCar?

Jeździk jest napędzany za pomocą kierownicy, którą trzeba ruszać w prawo i w lewo. To bardzo proste! Wystarczy usiać na dosyć sporym siedzeniu, nogi umieścić na specjalnych matach z przodu, dzięki którym nie spadną i kręcić. Im szybciej to robimy tym szybciej jedziemy, oczywiście kierować też się da, ale wymaga to wszystko skupienia, sprawności fizycznej (wtedy ją ćwiczymy) i chęci do dobrej zabawy.

Dla kogo jest przeznaczony TwistCar.

Produkt jest przeznaczony dla dzieci powyżej 3 roku życia ale myślę, że 2,5 latki też sobie z nim śmiało poradzą. Chodzi o to by dziecko mogło pojąć zasady działania na, których opiera się jeździk.

Muszę przyznać, że nawet mój dosyć spory tyłek również zagościł na siedzeniu i próbowałam swoich sił, ponieważ wytrzymałość ma do 120 kg, a pomimo tego, że przybywa mnie ostatnio tu i ówdzie nadal jeszcze mi dużo brakuje do tej liczby. Kolorystyka jest duża, aż pięć pozycji do wyboru, nasz jest zielony (kolor nadzieli - wybrał Ł). TwistCar, to przede wszystkim świetna zabawa dla dzieci (i dorosłych też, jeśli nie przekraczają 120 kg) połączona z ruchem, zdobywaniem nowych umiejętności, doskonaleniem motoryki dużej i mnóstwem uśmiechu na twarzy.

Życzę udanej zabawy dla wszystkich dzieci, które tak jak moje chłopaki są walnymi elektronami, naładowanymi sporą dawką energii nie do wyczerpania. 

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

TwistCar - pojazd napędzany rękami!

 

niedziela, 6 sierpnia 2017

Rodzeństwo - jak budować więzi.


Rodzeństwo - jak budować więzi.

Rodzeństwo to więzi krwi, wygrany los na loterii i wielkie szczęście. Tak najczęściej każdemu kojarzy się to słowo. Z autopsji jednak wiem, że to też wieczne sprzeczki, rywalizacja, mnóstwo śmiechu i łez. Każdy człowiek jest jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i unikatowy. Jak zatem budować więzi między rodzeństwem?


Wydawać by się mogło, że rodzeństwo zawsze powinno mieć dobry kontakt, być za sobą, pomagać, wspierać. Niestety, znam takie osoby, które nie utrzymują kontaktu ze swoim bratem czy siostrą i nawet nie znają ich miejsca pobytu. Uważam, że nic nie bierze się z niczego i od samego początku my rodzice powinniśmy chociaż spróbować stworzyć sprzyjające warunki do tego, aby pomiędzy maluchami wytworzyła się "więź" i aby mogli po prostu być dla siebie. 

Zacznijmy już, gdy drugie dziecko jest jeszcze w brzuchu.

Wszystko zależy od różnicy wiekowej między dziećmi. Jednak zanim kolejne dziecko przyjdzie na świat rozmawiamy i tłumaczymy, że już niedługo pojawi się nowy członek rodziny. Nie pozwólmy na to by starszy czuł się mniej ważny, potrzebny i kochany. Niech pojawienie się brata lub siostry będzie też wyczekiwane przez niego. Starajmy się jak najlepiej przygotować dziecko na zmiany, które go czekają. 

Wspólnie spędzony czas.

Według mnie najważniejszą zasadą budowania więzi i dobrych relacji z rodzeństwem jest wspólnie spędzony czas. Nie da się nawiązać więzi z kimś z kim się nie przebywa. Potrzebna jest wspólna zabawa, psoty, wygłupy. Nie dzielmy się dziećmi. Jeśli będziemy tak postępować i każdy z rodziców zajmie się innym dzieckiem, to będzie znak, że jeden drugiemu "kradnie" mamę lub tatę. Spędzajmy czas wspólnie, nie da się nawiązać więzi za pomocą telefonu czy komputera, trzeba być obecnym ciałem i duszą. 
 

Każdy jest inny - nie porównuj, nie stawiaj jako wzór.

Zdarza się tak, że dzieci są bardzo do siebie podobne i wszytko robią podobnie. Co, jeśli nie? Nigdy, ale to nigdy nie porównuj.  Nie mów młodszemu, że np. "jeszcze nie umiesz jeździć na rowerze? Twój brat w twoim wieku już to umiał" lub "patrz jak dobrze uczy się twój brat, dlaczego ty tak nie potrafisz?". Takie zachowanie prowadzi do tego, że jeden na drugiego zaczyna być zły, co nie wpływa pozytywnie na ich relacje. Każdy jest dobry w czymś innym, w końcu ludzie są różni, niektórzy mają umysły matematyczne, inni humanistyczne i w swoich dziedzinach czują się świetnie. 

Nie faworyzujmy.

Sytuacje z faworyzowaniem młodszego dziecka widzę bardzo często, co bardzo mnie martwi. Niestety, ale mniejszemu dziecku pozwala się na więcej tłumacząc to: "bo on jest malutki", równocześnie nie pozwalając na to starszemu. Starszak absolutnie nie rozumie dlaczego tamten może a on nie. Zastanówcie się, co wtedy czuje wasze dziecko? Ono też uważa, że jest małe.



Ja mam to szczęście, że mam starszego brata, który zawsze mnie wysłucha, jak trzeba to skarci, ale wiem, że mogę na niego liczyć. Nasze charaktery są skrajnie różne. Jestem gadułą, której buzia się nie zamyka, on jest typowym słuchaczem i kiedy do niego dzwonię prowadzę po prostu monolog. W dzieciństwie jako młodsza siostra często byłam jego "rzepem", bo wszędzie chciałam z nim, ale wraz z wkroczeniem w świat nastolatków przeszło mi. Jednak na naszym podwórku, gdzie spotykaliśmy się z innymi dziećmi miałam swojego osobistego obrońcę na którego do dziś mogę liczyć, choć każde z nas ma już swoją rodzinę. I tego właśnie pragnę dla moich chłopaków, aby pomimo tego, że w dorosłym życiu założą już swoje rodziny będą mogli też być dla siebie wsparciem.

Nawet w bajkach rodzeństwo "ma tę moc", bo w klasyce mojego dzieciństwa Jaś i Małgosia pokonali wspólnymi siłami złą czarownicą, a teraz dla moich maluchów Anna i Elza razem przezwyciężają przeciwność losu i walczą o siebie.

Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie spotkanie zorganizowane przez markę Enfamil, na którym miałam przyjemność poznać wspaniałą, uśmiechniętą i zarażającą energią Małgosię Ohme. To właśnie ona opowiedziała nam pokrótce jak prawidłowo powinna funkcjonować rodzina, o ścieżce rozwoju psychicznego człowieka, budowaniu relacji między dzieckiem a rodzicem, cyklu życia rodziny, przywiązaniu i wielu innych. Mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie, ale jedno z wielu. 





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...