poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Matka - wciąż kobieta. Dbaj o siebie.

Matka wciąż kobieta brzmi banalnie, bo wszyscy o tym wiedzą ale jaka jest rzeczywistość?
Zanim zostałam mamą zawsze co rano przed pracą myłam włosy i układałam je plus delikatny make up, nie wyobrażałam sobie innej opcji.
Jednak w czasie ciąży przytyłam 21 kg i choć po porodzie schudłam 22 kg to i tak moja figura nie była i nie będzie już taka jak kiedyś. Niestety ale na miss czy modelkę nie mam już szans. Choć wcześniej też ich nie było, choćby ze względu no wzrost. Jestem z metra cięta, zaledwie 164 cm, ale wróćmy do tematu. Byłam w domu z dzieckiem na macierzyńskim i jak każda z nas próbowałam się odnaleźć w nowej roli, zmęczona, niewyspana z masą nowych obowiązków. Poranne mycie i układanie włosów no way! Głowę myłam w nocy (jak Jasio spał) i szłam spać w mokrych, rano wstałam związałam włosy zarzuciłam dres i "jestem piękna" na nic więcej nawet nie miałam siły. Mój poziom potrzeb wizualnych spadł do zera! A nawet na poziom minusowy.
Czy czułam się z tym dobrze? Niby miałam to gdzieś, ale chyba każdy chce "dobrze wyglądać", dobrze się ze sobą czuć, mieć chwilę dla siebie. Nie mówię tu absolutnie o chwili dla siebie, kiedy stoję przy zlewie i w samotności zmywam naczynia.... Mówię tu o tym, żeby nie zapominać o sobie i o sowich potrzebach.
Postanowiłam coś zmienić, ścięłam włosy i choć nie chciałam aż tak krótko ich ściąć to jednak stało się to bez mojego całkowitego przyzwolenia, wyszło mi to jednak na plus. Włosy były takiej długości, że kucyk odpadał i jeszcze doszło do tego prostowanie bo moje są kręcone i bez tej czynności w tej fryzurze wyglądam jak z lwią grzywą, więc nie było wyjścia (teraz już odrosły i mogę je związywać).
I o eureko! Rano znalazłam czas żeby ogarnąć malucha, wyprostować włosy, pomalować się, odprowadzić dziecko do żłobka i zdążyć do pracy. Dziewczyny naprawdę da się!
Teraz znów jestem w ciąży ale już wiem, że nie znajdę się w tym samym punkcie bo ciężko z niego wyjść, często my niestety rezygnujemy na poczet innych potrzeb z siebie. Ale ja też chce dobrze wyglądać, iść do kosmetyczki, pomalować się i wyjść gdzieś, gdziekolwiek gdzie nie będę musiała robić babek z pisaku.Wychodząc z koleżanką na kawę, idąc na zakupy bez mojego malucha nie mam już absolutnie żadnych wyrzutów sumienia bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko!
Nie róbmy z siebie niewolnic, którym już nic się nie należy, bo mamy małe dziecko. Dbajmy o siebie, miejmy swoje hobby, wychodźmy od czasu do czasu się odstresować, to wszytko wyjdzie nam tylko i wyłącznie na plus. Jestem tego żywym przykładem.


piątek, 28 sierpnia 2015

Pożyczanie sobie zabawek - dzielenie się z innymi dziećmi. To moje, moje, moje!


Uwielbiamy spędzać czas na dworze, gdzie spotykamy mnóstwo dzieci które, mają ze sobą swoje zabawki.
Nie wiem jak to jest u was, z moich obserwacji najlepsza zabawka to ta którą bawi się inne dziecko, "czyjaś".
Staram się Janka uczyć pożyczania zabawek, jeśli akurat się nimi nie bawi, staram się też żeby nie zabierał zabawki innym dzieciom wbrew ich woli.
Niestety na naszym osiedlu jest różnie, bo i różne poglądy rodziców co do wychowania. Niektóre zachowania powodują wzrost mojego ciśnienia oraz to, że zaczynam żałować picia porannej kawy.
Przykłady z życia wzięte:
Jan bawi się zabawką, podbiega starsze dziecko wyszarpuje mu ją, zabiera.
Reakcja niektórych rodziców;
- zerowa, choć widzą całe zdarzenie lub zdanie typu "nie ładnie zdobiłaś" i tyle.
Sama muszę zareagować bo takie słowa rzucone mimowolnie nie przynoszą efektu. Wtedy mówię temu dziecku, że jak Jasiu przestanie bawić się tą zabawką to chętnie mu pożyczymy ale teraz ma nam  ją oddać.
Usłyszałam kiedyś, że dzieci powinny nauczyć się sobie "radzić" same. Serio?
No to przenieśmy to samo zachowanie na dorosłe życie.
Siedzi sobie rodzic z "tymi poglądami" i bawi się np. tabletem. Podchodzi ktoś silniejszy zabiera mu go bo chce się "pobawić".
No przecież akceptuje takie zachowanie. Czyż nie? Myślicie, że byłby zadowolony? Nic by nie zrobił bo wie, że pod względem siły jest bez szans?
Następny przykład.
Idziemy ulicą i ktoś obcy podchodzi, zaczyna dotykać i oglądać naszą torebkę. Jak wy byście się czuli? A co dopiero małe dziecko, które nie rozumie jeszcze jak się odmawia, czy jak się podzielić. 
Jeszcze więcej widzę "samolubnych" dzieci, np. idąc w stronę piaskownicy stoi dziewczynka około 3 lat i krzyczy: to moja piłka nie oddam! Lub to moja koszulka nie dam ci jej (serio koszulki? Ciekawe czy ktoś kiedyś ją z niej ściągał i chciał zabrać?) nawet nic od niej nie chcieliśmy, ale komunikuje nas już zawczasu z około 15 metrów.
Te same dzieciaki już nie widzą problemu, żeby wziąć zabawki czyjeś i się nawet nie zapytać  czy mogą, skoro leżą akurat nie używane ale jeśli tylko podejdziesz do ich rzeczy biegną i krzyczą moje nie ruszaj! Moje! Zostaw! Rekreacja rodziców: zero!
Czyli morał jest taki, bierz zabawki innych bez pytania, swoje pilnuj i nie daj nikomu dotknąć.
Nie chce zmuszać mojego Jasia do zabawy z dziećmi z którymi on nie chce, bo sama nie chciałabym żeby, ktoś mi wybierał przyjaciół i ludzi którymi mam się otaczać.
Jednak uczę go, że:
- nie wyrywamy innym dzieciom ich rzeczy,
- jeśli nie bawi się daną zabawką to może pożyczy ją na chwilę innemu dziecku, jeśli chce.
W tych sytuacjach nie rozkazuję mu tylko tłumaczę np.
- Jasiu teraz nie bawisz się autkiem to Piotruś się nim pobawi bo bardzo by chciał, dobra?
- Jasiu ty dasz Piotrusiowi wiaderko a on tobie swoją kaczuszkę ok?
- Popatrz Pawełek też chce się pobawić piłką, rzucisz do niego? Pobawicie się razem?
Zależy mi żeby nie stawiać go przed faktem dokonanym, nie zmuszać go, bo przecież każdy powinien mieć jakiś wybór, to kształtuje jego charakter i indywidualność. Nie musi się zgadzać na wszytko, ale chcę żeby dokonywał dobrych wyborów.
Widzę na własne oczy jak powstaje pokolenie rodem Golluma z "Władcy Pierścieni", tym co się wszytko należy.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Śniadaniówka, lunchbox i bidon dla maluchów - co wybrać? Inspiracje.

Śniadanie to podstawa ale trzymane kilka godzin w plecaku wraz z książkami i innymi przyborami nie zawsze wygląda apetycznie i nadaje się do spożycia, bo przecież maluchy nie uważają na nie specjalnie. Najlepszym rozwiązaniem jest śniadaniówka zwana inaczej lunchbox, gdzie jedzenie jest zabezpieczone przed uszkodzeniem i czeka aż brzuchy naszych maluchów będą gotowe do spożyć.
Takie opakowanie nie muszą być nudne!
 Oto kilka moich propozycji dla Was, mi się bardzo podobają może znajdziecie coś dla siebie.

1. Duża śniadaniówka dla małych głodomorów, wszyscy którzy kochają dinozaury oraz jedzenie powinni ją mieć, dostępne TU
2. W kształcie jabłuszek, są uniwersalne i przyznam się, że sama mogłabym w takim nosić kanapki, do kupienia TU
3. Wesoły miś o bardzo praktycznym kształcie, wesołym pyszczku wraz z odstającymi uszami. Dodatkowym plusem jest fakt, że posiada rączkę. Znajdziecie go TU
4. Zdecydowany "must have" dla fanów LEGO - TU
5. Miki jest ponadczasowy, sama oglądałam go jak byłam mała, teraz Jasio uwielbia "Klub przyjaciół Myszki Miki" nie mogło go więc zabraknąć. Dostępny TU
6. Słodka sówka która nie tylko przechowa w nienaruszonym stanie jedzenie ale również utrzyma przez dłuższy ich temperaturę. Szukajcie ją TU
7. Śniadaniówka w kształcie najlepszego przyjaciela człowieka, dodatkowo jest niedroga więc na każdą kieszeń. Jeśli Wam się spodobała to zaglądnijcie TU
8. Produkty tej firmy podobają mi się od dłuższego czasu więc nie mogło jej zabraknąć, są one TU
9. Kolejny produkt Skip Hop - w sam raz na nadchodzącą porę roku, przyznam się, że marzy mi się taka na małe co nieco. TU
Śniadaniówki przydają się nie tylko w szkole, ale również na wycieczkach czy dłuższych spacerach, lepiej mieć coś zdrowego pod ręką niż posiłkować się jakimś gotowym produktem ze sklepu.

Dziecko wychodząc z domu zawsze powinno mieć przy sobie coś do picia, najlepszym rozwiązaniem jest zaopatrzenie go w bidon. Na rynku jest ich całe mnóstwo ciężko się na coś zdecydować. Poniżej znajdziecie kilka propozycji, które mi przypadły do gustu, może i Wam coś wpadnie w oko.

1. Małpka idealnie pasuje do śniadaniówki która znajduję się pod numerem 8, kupicie TU
2. Moją uwagę zdecydowanie przykuł bardzo fajny i poręczny kształt oraz kolor, znajdziecie go TU
3. Bidon z izolacją termiczną, wyprofilowany tak aby łatwo było go trzymać dodatkowo ładny, jest wersja dla chłopców i dziewczynek TU
4. Niedrogi, kolorowy i dodatkowo posiada jeszcze pasek, co umożliwia noszenie go na ramieniu np. podczas wycieczki. Możecie kupić go TU
5. Jeśli macie w domu małego farmera to coś dla niego! TU
6. Obowiązkowy dla fanów piłki nożnej. Dostępne TU
7. Lubie ciasteczka i Ciasteczkowego Potwora? Jeśli odpowiedz brzmi "tak" to jest TU
8. Jegomość myszowaty czyli Miki do kupienia TU
9. Ulubienica dziewczynek ale na niebiesko, przykuła moją uwagę. Szukajcie TU

piątek, 21 sierpnia 2015

Cotton Ball Lights - KIT czy HIT ?

Kule, kuleczki, lampki w okrągłych osłonkach, przypominające troszkę kłębki wełny Cotton Ball Lights to świetna dekoracja do mieszkania, tarasu czy balkonu.
Taki rodzaj lampek podobał mi się już od dłuższego czasu i nosiłam się z zamiarem zakupu ich w przyszłości. 
Na Blogowym Love dostałam kupon na 10 lampek, jednak po dłuższym zastanowieniu się postanowiłam dopłacić i tak oto zostałam szczęśliwą posiadaczką 35 okrągłych kulek.
Wybór kolorystyczny jest ogromny, można skorzystać już z gotowych zestawów lub stworzyć swój własny unikalny i niepowtarzalny, do wyboru mamy 10, 20, 35 lub 50 kul. Na stronie znajdziecie specjalny kreator kompozycji gdzie możecie puścić wodze fantazji i kombinować do woli bo w palecie jest 56 kolorów!
Ja wybrałam tą pierwszą opcję i zdecydowałam się na zestaw PASTEL BY PIPILOTA, oczywiście nie była bym sobą gdybym po zakupie się nie rozmyśliła i stwierdziła, że chce jednak inne. Firma zdobyła u mnie pierwszego plusa za obsługę bo po napisaniu @ z prośbą o zmianę zestawu na inny nie było najmniejszego problemu (zawsze mogę niezdecydowanie zrzucić na ciąże uff...). 
Przesyłka była ekspresowa i już za dwa dni kurier przywiózł mi moje wymarzone BIG BLUE. 
Po rozpakowaniu już wyobrażałam sobie nieskończone możliwości dekoracyjne ale wcześniejszej musiałam pokonać przeszkodę. Lampki trzeba samemu połączyć z kablem a Ja niestety nie mogę siebie zaliczyć do tzn. "złotych rączek", więc czekałam aż Ł wróci z pracy i wykona tą czynność. Oczekiwania mogę zaliczy to tych z serii "gniazdkowych" czyli prezent już jest leży pod choinką, widzę go, tylko trzeba najpierw skonsumować całą kolacje aby móc go otworzy.
Cała operacja montażu przebiegła sprawnie i szybko, mąż zdecydowanie zasłużył na pochwałę.
Mój zestaw jest utrzymany w niebieskiej tonacji, ponieważ głównie będzie służył moim chłopakom.
Moje spostrzeżenia:
* Lampki są bardzo lekkie więc nie ma najmniejszego problemu żeby umieścić je w przeróżnych miejscach.
* Długi kabel który posiada włącznik, więc nie trzeba ciągle biegać do kontaktu (minusem jest to, że przy zestawie 10 sztuk nie ma włącznika My posiadamy 35 uff).
* Dla dorosłych potrafią stworzyć bardzo romantyczny i klimatyczny nastrój.
* Pasują do wszystkich wnętrz dzięki bogatej kolorystyce.
* Jeśli Twoje dziecko boi się spać przy zgaszonym świetle będą idealnym rozwiązaniem.
Dla mnie zdecydowanie HIT. 

Cotton Ball Lights - zapamiętaj tą nazwę. 
Serdecznie zapraszam Was do ich sklepu jeśli szukacie czegoś oryginalnego a zarazem wyjątkowego.


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

"Prawda o tramwajach" - Światopełk Karpiński

Jeśli macie w domu małego fana motoryzacji lub miłośnika tramwajów ta książka obowiązkowo powinna znaleźć się u Was w domu.
Autor stworzył 7 zwrotkowy rymowany wierszyk o tym jak tramwaje lubią jeździć po swoich torach, dlaczego dzwonią z jakiego powodu się denerwują cyt.:

                  "Bo właśnie taka to zabawa,
                   Że gonić mogą się do woli,
                   Lecz na przystankach nie przystawać
                   Konduktor nigdy nie pozwoli".

Tramwaje to mój ulubiony środek transportu jeśli mam się poruszać po mieście, pozwalają uniknąć korków a Jasio też zawsze jest zadowolony z przejażdżki.
Książka przeznaczona dla dzieci od lat 3 ale myślę, że młodsze dzieci też chętnie posłuchają ponieważ tekst nie jest długi, dzięki temu nawet maluchy nie zdarzą się znudzić i uciec.
Uwagę przykuwają również ilustracje, gdzie wszystko jest pokazane barwnie i na wesoło, tak jak najbardziej lubimy.
Książka nie jest duża i ma twardą oprawę, dzięki czemu można ją zabierać w podróż bez obawy, że się uszkodzi. Kartki w środku są "miękkie", Jasio nie ma do nich dostępu bo jego rączki szybko rozłożyłyby ją na czynniki pierwsze, role są więc podzielone Mama czyta i pokazuję a on słucha i patrzy.
Dziękujemy za prezent wydawnictwu Muchomor.
Tytuł: Prawda o tramwajach
Wydawnictwo: Muchomor
Autor: Światopełk Karpiński
Ilustracje: Maciej Łazowski
Oprawa: twarda
Format: 21,5 x 15 cm
Strony: 18 

wtorek, 11 sierpnia 2015

Crowdbirthing - Ile osób powinno oglądać Twój poród?

 Crowdbirthing - Ile osób powinno oglądać Twój poród?

Crowdbirthing - nowa moda w USA czy dojdzie również do Polski? W USA w śród młodych matek zapanowała moda na rodzenie dziecka w licznym gronie osób towarzyszących, jest to średnio 6-8 osób (lub więcej).


Sama idea porodu z osobami towarzyszącymi nie jest zła, bo o ile mówimy tu o ojcu dziecka, przyszłej babci lub kimś naprawdę bliskim jestem "za", ale już 6-8 osób to spory tłok.
Pierwsze pytanie nasuwa mi się: kim miałyby być (w Ameryce są) te osoby? W głowie mogę wyliczyć 3 osoby max, co z pozostałymi pięcioma? Cholera, kim mieliby oni być?! Siostrą, bratem, ciotką, wujkiem, przyjaciółką a może sąsiadem?

Narodziny to prawdziwy cud, możliwość bycia jego częścią to niezwykły przywilej i zaszczyt. Poród jest dla mnie sprawa intymną, jak wiadomo nie leży się tam wystrojonym, w pełnym make up i super ciuchach, tylko spoconym i w szałowym szpitalnym wdzianku. Jeden poród już przetrwałam następny przede mną i na pewno nie mogę porównać tego z pląsaniem po łące, zbieraniem kwiatków i wiciem wianka SERIO jest hardkor. Dodatkowo wchodzą w grę jeszcze kwestie higieniczne, nie wszyscy wiedzą jak prawidłowo umyć ręce, może wydać się wam to śmieszne, ale to właśnie na nich zbiera się najwięcej baraterii i zarazków, na które narażony jest potem niemowlak, każdy chce dotknąć, pocwałować, potrzymać.

Czas trwania całego wydarzenia jest nie do przewidzenia, może on trwać krótko lub długo (w moim przypadku trwał wieki -18h) i co wtedy? Może popcorn i film, zanim dojedziemy do kulminacyjnego momentu? Ja powiem wam szczerze nie wiem.

Następna kwestia, którą chciałam poruszyć to bezpieczeństwo. Wszystko ok, jeśli cały poród przebiega bez komplikacji, ale co jeśli coś pójdzie "nie tak", kiedy personel medyczny ma działać szybko i sprawnie, musi przeciskać się między ludźmi, robi się zamieszanie, które na pewno nie sprzyja sytuacji. Ja osobiście nie podjęłabym takiego ryzyka a Wy?



piątek, 7 sierpnia 2015

Odwieczne ubolewanie ... PRANIE! Perlux - z miłości do czystości.


Przyznaje się, że pod tym względem można mnie zaliczyć do typowej "Matki Polki" bo jeśli jest piękna pogoda to co robię? Nie jedno a dwa lub trzy prania! Tak, przyznaję się jesteśmy rodziną brudasów.
Jak wiecie jestem aktualnie w ciąży, na USG kiedy lekarz powiedział mi, że będziemy mieli chłopca i usłyszał, że jeden wulkan energii jest już w domu powiedział:
- dwóch chłopaków hahahahaha.... teraz Pani będzie musiała sobie kupić drugą pralkę, bo nie nadąży Pani z praniem. Sugeruje jeszcze postarać się o trzecie, może będzie dziewczyna to pomoże.
Serio? Bardzo śmieszne, uśmiałam się po pachy.
Ja w tej chwili praktycznie nie składam suszarki (lub kilku bo od niedawna posiadam ich kilka, szkoda marnować pogody jak jest) stała się ona nieodłącznym elementem wystroju mojego tarasu. W łazience muszę się pochwalić posiadam "magiczny" kosz na pranie. Zastanawiacie się co w nim takiego niezwykłego? Podpowiem Wam, on nie ma dna! Chyba muszę po prostu kupić inny, bo z tym na pewno jest coś nie tak, nie wiem jak wygląda jego spód. Dodatkowo Jasio jest bardzo jak by to delikatnie nazwać "ciekawy świata"? Wszędzie go pełno, jest też prawdziwym modnisiem codziennie w innym ubraniu ale do tego niestety zmusza nas sytuacja, ponieważ te z dnia wcześniejszego zwyczajnie nie nadaje się do ponownego użytku. Najlepszym rozwiązaniem było by dla nas stworzenie biodegradujących jednorazowych ubrań! Jednak jak do tej pory ja i moja pralka ( i tak dobrze, że nie mamy takie czasy a nie inne i nie muszę robi tergo ręcznie) jesteśmy nierozłączne, często razem pracujemy nad wyzwaniami jakie stawia nam codzienność.
Do prania moich rzeczy już od jakiegoś czasu używam kapsułek do prania jednak dla Jaśkowych ciuszków proszku specjalnego przeznaczenia. Nie wiedziałam, że na rynku istnieją również kapsułki dla maluchów i jak tylko zobaczyłam to cudo koniecznie chciałam sprawdzi tą moc, która podobno dopiera dobrze również plamy których u nas pod dostatkiem.
Co jest zdecydowanie zaletą według nas:
- świetne twarde opakowanie - nie ma problemu z przechowywaniem, nie zawiera dużo miejsca którego zawsze mi bark w łazience,
- doskonale radzi sobie z plamami - hura! nie lałam dodatkowo odplamiacza i nie namaczałam,
- łatwe dozowanie jedno pranie jedna kapsułka - nie wiem ja Wy, ale ja dokładnie nie odmierzałam, zależny jak mi się nabierze i dodatkowo często mi się troszkę rozsypało tu i ówdzie (chyba mam dziurawe ręce),
- dokładnie wiem na ile prań starczy mi ten artykuł,
- delikatny miły zapach.

Proszek zawiera zaawansowany system Hypoallergenic Care a jest to:
  • Specjalna formuła stworzona z myślą o delikatnej skórze najmłodszych.
  • Brak fosforanów, sztucznych barwników i alergenów.
  • Formuła zapobiegająca elektryzowaniu się tkanin dzięki składnikom antystatycznym.
  • Subtelna, hipoalergiczna kompozycja zapachowa.

Przetestowałam go na naszym praniu i potwierdzam "ma tą moc" wszytko było czyste.
Więc jeśli dotyczy Was poniższy rysunek to polecam Perlux!



środa, 5 sierpnia 2015

Chill out - wieś moje miejsce na oddech.

Jestem dziewczyną z małej wioski, obok niewielkiego miasta, gdzie miałam cudowne dzieciństwo za które, opieka społeczna w obecnych czasach już dawno stała by pod naszymi drzwiami.
Co takiego robiłam? Biegałam w samopas po podwórku z bandą dzieci, wdrapywałam się na drzewa (niekiedy z nich spadałam), za nic miałam zakazy mamy, o jedzeniu zielonych jabłek i śliwek - opychałam się, co kończyło się czasami bólem brzucha. Jadłam mnóstwo owoców prosto z drzewa, borówki prosto z lasu, piłam z jednej butelki ze wszystkimi kolegami i koleżankami. Całe dnie spędzałam na podwórku, w okolicznym parku, lesie i łąkach, wracałam dopiero na dobranockę, kąpiel obowiązkowa była w sobotę i wtedy wracałam wcześniej (akurat tego sobie teraz nie mogę wyobrazić). Wiedziałam jak wyglądają podwórkowe zwierzęta, piłam mleko prosto od krowy, wiedziałam skąd się ono bierze i nie byłam tym faktem zdziwiona. Znam duże dziecko, które na pytanie: skąd się bierze mleko? Odpowiada, że z kartonu, oraz takie co jak się dowiedziało, że jajka wychodzą kurze tu cytat "z dupy" przestało je jeść (serio).
Brudziłam się bardzo, nikogo nie obchodziło jak kto jest ubrany, ulubionymi zabawami były "podchody" oraz w chowanego. Zimą organizowane były kuligi, gdzie nie raz gdy spadłam przejechało po mnie z 15 par sanek (na nikim nie robiło to wrażenia) aż cud, że nie odniosłam żadnych obrażeń. Jednak im bardziej dorastałam tym bardziej ciągnęło mnie do miasta "wielkiego świata" i tak oto już prawie 10 lat mieszkam we Wrocławiu.
Teraz gdy przyjeżdżam w rodzinne strony uwielbiam tą ciszę i spokój, zapach łąki, lasu. Odcinam się również od wirtualnego świata bo zasięg w tel. u mojego Taty jest tylko w kuchni przy oknie, gdy przyjmujesz dziwna pozycję, więc naprawdę można się zrelaksować.
Jaśko jest szczęśliwy, biega i szaleje, od razu woła: ko ko ko ko  i biegnie do kur i kaczek (na pewno długo po naszej wizycie muszą dochodzić do siebie). Gania, wszytko przeżywa aż miło popatrzeć, wieczorem pada zmęczony i szczęśliwy.
Wydaje mi się, że wszytko płynie tam wolniej i nikt nie pędzi, wszyscy się znają, żyją razem a nie obok.
Natłok obowiązków, myśli, zmęczenia, mętlik w głowie co robić? Najlepiej jest gdzieś naładować akumulatory, zresetować umysł, wyczyścić głowę, oderwać od codzienności, zwolnic tępo, złapać oddech.
Polecam i zalecam wyjazd do miejsca - WIEŚ. 
Parę zdjęć z naszego tygodniowego pobytu w lipcu.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Blogowe love. Sponsorzy, prezenty, gifts, dary losu!

Chwaliłam się Wam już jak interesująco i wesoło było w Poznaniu na Blogowe Love a teraz pokaże, co przywieźliśmy w bagażniku z powrotem do domu.
Jednej rzeczy wam nie mogę pokazać, bo jest to moja mała "grupa wsparcia" którą dzięki temu spotkaniu mam. Blogowe Love nie skończyło się 18 lipca, ono trwa do teraz tylko wirtualnie, ściskam Was kochane.
Organizatorki bardzo się postarały dobrze, że Ł był ze mną bo takie gabaryty to zdecydowanie nie dla ciężarnych.
Nie przedłużam, sami zobaczcie.

Dzięki tej firmie mieliśmy się w co spakować.


NUK 
Jaś już nie pije z butelki więc poczeka na malucha który siedzi w brzuchu.

Uwielbiam takie ręcznie robione drobiazgi.





Nie jestem fanem musztardy, nie jadam jej ale za to Ł uwielbia więc był uradowany, że cała dla niego.


Kosmetyki już są w użyciu i polecam w 100%


 PINOKIO 
Ta śliczna apaszka czeka na swojego właściciela który będzie z nami już za 4 m-c.





Ten sympatyczny Smok od razu zadomowił się w Jaśkowym łóżeczku.


 SAN SUN  
Soki samo zdrowie mniam.

Produkty bardzo wysokiej jakości, marzy nam się dla malucha w brzuchu jeszcze poduszka do karmienia. 

Mamy już kilka zabawek tej firmy i Jasio szaleje z nią codziennie.

Na spotkaniu odbyło się również losowanie dwóch voucherów na wyjazd nad morze do Pensjonatu Kaszubianka w Ustroniu Morskim, oraz do Villa Wenel w Ustce. Niestety nie mam szczęścia w grach losowych ale za to w miłości tak.

Składam specjalnie podziękowanie dla tych, bez których to wszytko nie miało by miejsca: Joannie Pomianowskiej prowadzącej bloga Z filiżanką kawy i Paulinie Grochowskiej z bloga Oli Loli New Life.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...