poniedziałek, 29 lutego 2016

O Wilku który chciał zmienić kolor


Wilk łamiący stereotypy to bohater serii zabawnych książeczek "O Wilku.." wydawnictwa Adamada. O jednej z nich pisałam Wam TU teraz przyszła kolej na następną cześć. 
Pewnego dnia czarny Wilczek obudził się bardzo niezadowolony ze swojego wyglądu. Stał przed lustrem oglądał się z każdej strony i nic mu nie pasowało. Do głowy przyszedł mu świetny pomysł. Ziemi kolor! Przez cały tydzień Wilk zmienia kolor na inny, jednak nadal nic mu nie pasuje, czuje się wręcz nieswojo.


Czy uda mu się znaleźć odpowiedni kolor? Czy będzie szczęśliwy? Tego wszystkiego dowiecie się czytając książkę.
Samoakceptacja jest bardzo ważna w życiu, tylko wtedy będziemy naprawdę szczęśliwi i właśnie to możemy zobaczyć na kartkach tej książki.




Książka pełna humoru, pięknie ilustrowana zapewni świetną zabawę zarówno mniejszym jak i większym czytelnikom.  Zdecydowanie jest to mój ulubiony Wilk z którym zaprzyjaźniliśmy się na dłużej. Zapraszam do lektury!

Co o książce "O Wilku który chciał zmienić kolor" pisze wydawnictwo? 
Pewnego dnia Wilk budzi się w bardzo złym humorze. Cały czarny – nie podoba się sobie wcale. Postanowione! Od dzisiaj zmienia kolor. Tymczasem... nie jest to takie łatwe, jakby się wydawało.
Dane techniczne:

Tytuł: "O Wilku który chciał zmienić kolor"
Autor tekstu: Orianne Lallemand
Ilustrator: Éléonore Thuillier
Wydawnictwo: Adamada
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka

piątek, 26 lutego 2016

Choroba XXI wieku. Lekomania.


Choroba XXI wieku. Lekomania.

Zmęczona siadam przed telewizorem, żeby oglądnąć jakiś program i co? Z każdej strony atakują mnie reklamy leków. Nie tylko dla dorosłych, którzy chcąc być "zdrowi, piękni, młodzi", powinni wykupić co najmniej połowę apteki, aby ten stan osiągnąć, ale także co bardzo mnie smuci dla dzieci. W koło oglądam co trzeba dać by niejadek zjadł obiadek, na dobry sen, na wyciszenie, mocne kości itp. Dodatkowo żelki, cukierki, drażetki, napoje i inne substancje, które dostarczają witamin niezbędnych do prawidłowego rozwoju naszego dziecka. A ja głupia myślałam, że do prawidłowego rozwoju naszym dzieciom są potrzebne zbilansowane posiłki, które dostarczą odpowiednich składników.


Naprawdę nie jestem jakąś sfiksowaną na maksa eko-mamą, która nie poda dziecku nic co nie wyrosło za siedmioma górami i siedmioma lasami nawożone tylko i wyłącznie naturalnym nawozem (czyt. gównem). Choć oczywiście jeśli mam okazję używam tych produktów. Staramy się jeść warzywa, owoce (Jaś je uwielbia, szczególnie jak sam zrywa w ogródku), ryby, mięso itp., smacznie i różnorodnie, nasze organizmy potrzebują tego. Żeby nie było, że jestem taka "super" przyznaję się, moje dziecko je parówki! Wiem, że wystawiam się na lincz, ale zniosę to. Założę się, że w co drugim domu są pałaszowane te przysmaki małych człowieków. Parówkowym skrytożercom zdecydowanie mówimy "NIE", my się tego nie wstydzimy. Oczywiście w sklepie zwracam uwagę na skład (czyt. wiem co jem) wybieram taki produkt gdzie zawartość mięsa to minimum 80%. Absolutnie nie sugeruję się pięknymi obrazkami dzieciaczków na opakowaniu. Znam jedne takie cuda gdzie mięso to 60% a reszta to dzióbki, łapki, skórki i pazurki. Naprawdę czytajcie opakowania, bo parówka  parówce nierówna. Jednak nie o nich tu mowa, więc wróćmy do głównego tematu.

Żyjemy coraz szybciej, na nic nie mamy czasu. Tylko czy naprawdę pigułka jest lekiem na wszystko? 
Dodatkowo niestety gdy nasze pociechy chorują to od razu większość lekarzy asekuracyjne przepisuje antybiotyk. Boże widzisz i nie grzmisz! Przecież najpierw można spróbować leczyć się nie stosując go, istnieją jeszcze inne leki. Jednak lepiej "iść na łatwiznę". Nie wiem czy wiecie, ale żeby antybiotyk mógł zostać przepisany powinno być wcześniej zrobione badanie o nazwie antybiogram, aby lek został prawidłowo dobrany. Robił Wam je kiedyś któryś lekarz? Ja powiem szczerze u nas nie. Jednak my sięgamy po antybiotyki tylko w ostateczności, kiedy nie ma innego wyjścia.

Wiem, że my dorośli lubimy sobie kupić tabletki nawet jeśli ich nie potrzebujemy na piękne włosy, mocne kości, dobry wzrok, zdrową wątrobę itp. Jednak to co martwi mnie najbardziej, że ten trend przenosimy na nasze dzieci i faszerujemy je bez konkretnego powodu tabletkami "szczęścia". Poniekąd za to co się dzieje możemy winić wszechobecne reklamy atakujące nas z mediów na każdym kroku. Dolega Ci coś lub nie, tabletkę weź lub dwie. Apeluję, włączmy racjonalne myślenie i dokonujmy mądrych wyborów. Zastanówmy się trzy albo i cztery razy zanim w aptece sięgniemy po suplementy diety dla naszego dziecka lub nas. Nie dajmy się omamić kolorowymi reklamami, wybierajmy z głową.

wtorek, 23 lutego 2016

Konkurs z kosmetykami Lidl.


W styczniu byłam na Wrocławskim spotkaniu blogerek (KLIK), na którym otrzymałam kosz kosmetyków od firmy Lidl.
Jestem stałym klientem w ich sklepie, uwielbiam tematyczne tygodnie na których, zawsze upoluję coś pysznego. Kosmetyki marki Cien jak do tej pory jeszcze nie używałam, jednak Lidl jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

Już niedługo Dzień Kobiet dlatego postanowiłam, że podaruję kosmetyki moim Czytelniczkom! Same możecie zrobić sobie prezent, biorąc udział w konkursie.

Zwyciężczyni otrzyma:
  • kremowy żel pod prysznic ORIENTAL FLOWER
  • nawilżający krem do rąk
  • lakier do włosów
  • szampon z prowitaminą VOLUME & STYLE 
  • odżywka z prowitaminą do włosów COLOUR & SHINE  
  • lekki balsam do ciała z olejkiem awokado
  • krem nawilżający
  • przeciwzmarszczkowy krem na noc Q10 
Co trzeba zrobić?
  1. Odpowiedz na 2 pytania (odpowiedz na blogu lub na fb pod plakatem konkursowym):                              Co najchętniej kupujesz w Lidlu?, Dlaczego kosmetyki mają trafić właśnie do Ciebie
  2. Udostępnić publicznie plakat na facebooku KLIK
  3. Miło będzie, jeśli zaobserwujecie mojego bloga oraz profil na facebooku KLIK  
Organizatorem konkursu jest autorka bloga http://www.podrugiejstroniebrzucha.pl/
Wyniki zostaną ogłoszone do 3 dni od zakończenia zabawy. Zwycięzce wybierze organizator. Nie wysyłam nagród poza granice naszego kraju.
Zastrzegam sobie prawo do zmian w regulaminie. 
Konkurs trwa od 23/02/2016 do 28/02/2016

BAWIMY SIĘ! 
Serwis Facebook.com udostępnia wyłącznie infrastrukturę, dzięki której możliwa jest organizacja konkursu. Konkurs nie jest w żaden sposób sponsorowany ani popierany przez portal Facebook. Konkurs nie podlega Ustawie z dn. 29 lipca 1992 o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. 1992 nr 68 poz. 341) 

poniedziałek, 22 lutego 2016

Świeżo, zdrowo i kolorowo. Zmiksuj to! "Koktajle".


Są takie dni, kiedy chcielibyśmy przygotować jakąś zdrową przekąskę, ale wydaje nam się, że wymaga to umiejętności na poziomie Masterchefa i wielu drogich produktów.
Życie w ciągłym pędzie sprawia, że mamy mało czasu na zdrowe jedzenie. Najważniejsze, żeby szybko nie koniecznie zdrowo. Ja znalazłam świetne rozwiązanie. Miksowanie! Jeśli ta czynność kojarzy Wam się wyłącznie z przygotowywaniem jedzenia dla dzieci, to najwyższy czas to zmienić.

Książkę „Pysznie, zdrowo, kolorowo, czyli KOKTAJLE dla zdrowia i urody” Katarzyny Błażejewskiej otrzymałam na Wrocławskim Spotkaniu Blogerek (klik). Zrewolucjonizowała ona moją kuchnię. Możemy stosować specjalnie opracowane  kuracje lub mieszać do woli. Do wyboru mamy:
  • Nawilżanie 
  • Smukła sylwetka
  • Pobudka
  • Odkwaszenie
  • Relaks
  • Pamięć
  • Mocne kości
  • Zdrowa Krew
  • Potęga miłości 
  • Wyższy poziom wtajemniczenia - koktajle z superfoods
  • Koktajle na ciepło, czyli zupy kremy.
W zależności od potrzeb wrzucasz produkty, miksujesz i rozkoszujesz się smakiem. Chcecie spróbować? Zdradzę Wam jeden koktajl na zachętę! 
Wybrałam przepis o nazwie "Koktajl godny króla", w moim przypadku lepiej by brzmiało "królowej".

Co potrzebujemy:
- 2 garście jarmużu, 
- 1 pomarańcza,
- 1 mango, 
- 1/2 szklanki wody.


Koktajle na stałe weszły do mojego menu.  Zdrowie i energia w jednej szklance. Dla świeżo upieczonej mamy z bardzo ograniczonym czasem, wieczne zabieganej to idealne rozwiązanie. Smacznego!

czwartek, 18 lutego 2016

O Wilku który trafił do Baśniowego Lasu.

Wilk kojarzył mi się negatywnie dlatego, że zjadał babcię Czerwonego Kapturka oraz próbował zjeść Trzy Małe Świnki. Niedawno znalazłam serię książeczek z bardzo sympatycznym Wilkiem w roli głównej. Nie miałam wyjścia, zakochałam się w nim! Dzisiaj pokażę Wam jedną z nich pod tytułem "O Wilku który trafił do Baśniowego Lasu".

Słońce świeci, a las wybudza się z zimowego snu. Nadeszła upragniona wiosna! Wilczek postanowił uczcić ten fakt uroczystym podwieczorkiem. Chciał upiec szarlotkę. Niestety nie był wybitnym kucharzem i nie miał pojęcia jak to zrobić. Zabrał ze sobą koszyk i wyruszył do lasu po pomoc. Okazało się, że nie był to taki zwykły las. To był Baśniowy Las! Na swej drodze spotkał Trzy Małe Świnki, które przestraszyły się go. Gdy Wilczek opowiedział o swoim problemie, poprosiły go o pomoc przy budowie domku. W zamian  podrałowały mu przepis ciotki Róży na najlepszą szarlotkę na świecie. Wilczek był szczęśliwy! Pozostało jeszcze zdobyć składniki potrzebne do przygotowania ciasta. W czasie wędrówki po lesie napotkał jeszcze siedem koźlątek z mamą, Czerwonego Kapturka, Babę-Jagę i innych. Przeżył mnóstwo wspaniałych przygód. Upieczenie szarlotki okazało się sporym wyzwaniem.
Czy udało mu się zgromadzić wszystkie składniki? Jak udał się podwieczorek? Tego wszystkiego dowiecie się czytając książkę.
Zdradzę Wam jeszcze, że na końcu książki autor umieścił dla czytelników tajemny przepis na najlepszą na świecie szarlotkę. Obowiązkowa lektura dla wszystkich łasuchów.





Co o książce "O Wilku który trafił do Baśniowego Lasu" pisze wydawnictwo? 
Na uroczysty podwieczorek z okazji nadejścia wiosny Wilk postanawia upiec szarlotkę. Cóż, skoro zupełnie nie zna się na kuchni… Rusza więc do lasu z nadzieją, że znajdzie kogoś, kto mu pomoże. I kogóż to spotyka? Czerwonego Kapturka, Babę-Jagę, Królewnę Śnieżkę… Okazuje się, że aby upiec szarlotkę według przepisu ciotki Róży, trzeba najpierw przeżyć mnóstwo przygód.

Dane techniczne:

Tytuł: "O Wilku który trafił do Baśniowego Lasu"
Autor tekstu: Orianne Lallemand
Ilustrator: Éléonore Thuillier
Wydawnictwo: Adamada
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka





poniedziałek, 15 lutego 2016

Jak odstraszyć faceta, 5 prostych kroków.


Dzień św. Walentego już za nami. Z każdej strony atakowani byliśmy sercami oraz przeróżnymi miłosnymi gadżetami. Kup to kup tamto tak jakby miłość zależała od zasobności portfela lub ilości zer na twoim koncie. Jest to dzień miłości, gorącego i namiętnego uczucia. Niekiedy zapominany okazywać sobie uczucia jesteśmy pewni, że druga osoba o tym wie. Czy tak faktycznie jest?
Niestety nie zawsze jest cudownie jak w bajce o kopciuszku. Niekiedy miłość lub zauroczenie jest jednostronne. W zależności od tego po której stronie barykady stoisz, ten post powinien dać Ci do myślenia. 

Jak odstraszyć faceta? Poniżej 5 prostych kroków. 
1. Telefony i sms.
Kiedy po pierwszej randce on mówi, że zadzwoni, to radzę uzbroić się w cierpliwość i poczekać. Jeśli jednak nie możesz wytrzymać to naprawdę wystarczy 1 sms! Nie musisz wysyłać 20 sms-sów kiedy on nie odpisuje, zapewniam Cię, że to nie pomaga. To nie poczta polska, że wiadomość się zgubiła, zjadł ją pies lub listonosz zwyczajnie nie dostarczył, więc wysyłasz kolejną. Jeśli dzwonisz, a on nie odbiera, to wydzwanianie w koło i rozładowywanie mu telefony nie jest najlepszą opcją. Jak będzie mógł (lub chciał) oddzwoni. Takie zachowanie zdecydowanie wpływa na Twoją niekorzyść. 

2. Opowiadanie o byłych.
Wkoło opowiadasz o swoim byłym? Co robiliście, jakie były Wasze lubione miejsca, jedzenie, piosenki itp. Roztrząsasz aspekty Waszego rozstania. Wspominasz, jak bardzo lubiła go rodzina. Jakie mieliście Wspólne plany.....  Cały wieczór opowiadasz tylko o nim. Jeśli zaprosi Cię na drugą randkę, to będzie większy cud niż wtedy gdy Jezus przemienił wodę w wino. 

3. Zmieniasz jego mieszkanie?
Zaprosił Cię do mieszkania a Ty pierwsze co robisz próbujesz zmienić jego "męska jaskinię" w "domek dla lalek". Myślę, że nie będzie tym zachwycony. Ja to nawet wiem! Wątpię, że jego ulubionym kolorem jest różowy dlatego wszystkie prezentowe "gadżety" domowo-upieprzające przynajmniej na początku należy sobie darować. 

4. Kumple.
Ma swoich kumpli z którymi lubi spędzać czas? Pozwól mu! Ty też spotykasz się z koleżankami na kawę lub wino okraszone mnóstwem plotek albo wyruszasz na zakupowe łowy w ich towarzystwie. Kiedy chce oglądnąć z kolegami mecz, zgódź się i nie wpychaj się miedzy nich jako jedyna kobieta, która nie odstępuje go na krok. Próbuje komentować, to na czym się nie zna i sprawia, że atmosfera jest co najmniej "dziwna".

5. Wygląd.
Jesteście razem i przestajesz o siebie dbać. Podobno najważniejsze jest, to abyśmy My czuli się dobrze w swoim ciele. Błagam, nie oszukujcie mnie i siebie, że któraś z Was dobrze się czuje z odrostami do połowy głowy, tłustymi włosami, nieogolonymi nogami itp. Ja nie mówię żeby od razu lecieć na siłownie i ćwiczyć z Chodakowską, Mel B czy jak jej tam, katować się aby dorównać ikonom piękna z kolorowych gazet (chyba, że macie na to ochotę). Po prostu nie zakładaj w domu zawsze tych starych rozciągniętych dresów, które pamiętają jeszcze czasy Twojego liceum, wygląd mówi sam za siebie. Jeśli Ty będziesz czuć się piękna, inni też będą to widzieć.

Dodalibyście coś od Siebie?

piątek, 12 lutego 2016

Książki mojego dzieciństwa "Jak Wojtek został strażakiem" i "Z przygód krasnala Hałabały"

Wyczekiwałam ich z niecierpliwością. Kiedy przyszły do mnie pocztą, szybko rozdarłam opakowanie, żeby się do nich dostać. Moim oczom ukazały się dwa egzemplarze, które poniekąd są częścią mojego dzieciństwa. Przeniosły mnie do czasów, kiedy byłam małą dziewczynką z dwoma kitkami po bokach. Z otwieraniem ich nie spieszyłam się, chciałam aby ta chwila trwała jak najdłużej. Przedstawiam Wam książki mojego dzieciństwa.


Pierwszą pozycja jest książka pod tytułem "Jak Wojtek został strażakiem". Tytuł zdradza poniekąd wszystko. Jest to krótka, rymowana opowieść o męstwie, odwadze i odpowiedzialności. Głównym bohaterem jest tytułowy Wojtek, ma 7 lat i bardzo chce zostać Strażakiem. Niestety, kiedy prosi o pozwolenie komendanta Bonifacego on nie zgadza się. Tłumaczy mu, że jest jeszcze za mały, żeby wrócił jak dorośnie "Będziesz w straży, gdy się z Wojtka przemienisz w Wojciecha!".  Chłopiec nie porzuca marzeń i śni o złocistym hełmie i czerwonym wozie strażackim.  Pewnego dnia w czasie żniw kiedy wszyscy dorośli pracują w polu, rozpętuje się straszliwa burza. Piorun trafia w dom sąsiada, który od razu zapala się. Wojtek widzi to i słyszy małego Henia, który płacze w swojej kołysce. Nie zastanawiając się ani chwili ratuje malucha i pędzi na remizę gdzie bijąc w dzwon wzywa strażaków na pomoc. Dzięki błyskawicznej akcji dom udaje się szybko ugasić, mały Henio jest bezpieczny. Kowal a zarazem komendant straży Bonifacy, za swe odważne czyny mianuje Wojtak strażakiem i od tej pory razem jeżdżą na akcje.
Choć książka powstała bardzo dawno, jej tematyka jest nadal aktualna. Bo mali chłopcy wciąż marzą by zostać strażakiem. Cieszę się, że mogłam przeczytać ją mojemu synkowi, pokazać mu kawałek mojego dzieciństwa. Niech wie, że jeśli bardzo czegoś pragnie to jeśli wykorzysta szansę jaką daje życie może się to spełnić. Ponadczasowa lektura, którą watro mieć w swojej biblioteczce.


Co o książce "Jak Wojtek został strażakiem" pisze wydawnictwo ?
Siedmioletni Wojtek marzy, żeby zostać strażakiem, ale dorośli twierdzą, że jest za mały. I oto przypadek sprawia, że chłopiec wynosi z płonącego domu niemowlę i alarmuje straż pożarną…
Nowe wydanie z pięknymi ilustracjami Marianny Sztymy.
Kolorowe ilustracje, poręczny format i duża czcionka – książka idealna do samodzielnego czytania.


Dane techniczne:
Tytuł: "Jak Wojtek został strażakiem"
Autor tekstu: Czesław Janczarski
Ilustrator: Marianna Sztyma
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 32
Oprawa: miękka
Wymiary: 200 x 250 mm


"Z przygód krasnala Hałabały" to książka, którą czytali moi dziadkowie, rodzice a teraz czytam ją ja moim dzieciom. Zbiór 9 krótkich pisanych rymowaną prozą opowiadań. Głównym bohaterem jest tytułowy krasnal, który mieszka w sosnowej dziupli. Czytamy o różnych przygodach jakie go spotykają w lesie. Jak wybierał się na spacer z borsukiem, szuka kwiatów w zimie, wybiera się z sójkami za morze itp. Dzieci dzięki temu mogą poznać bliżej życie zwierząt oraz to jak funkcjonują w zależności od pory roku. Książka z serii lekkich i przyjemnych, łatwo się czyta a strona znika za stroną. Przeczytaliśmy jednym tchem. Fajnie było się przenieść do czasów mojego dzieciństwa.
Uwielbiam krasnale, mieszkamy we Wrocławiu a to przecież miasto tylko cudownych stworzeń. Może Hałabała jest jakoś z nimi spokrewniony? Kto wie!



Co o książce "Z przygód krasnala Hałabały" pisze wydawnictwo ?
– Czyś już wymyśliła bajkę o krasnalu? – pytają wszyscy, bo się widać od Tadeuszka wszystkiego dowiedzieli.
– Owszem, wymyśliłam – mówię. – Siadajcie i posłuchajcie: "Był sobie raz krasnal..." 

Tak zaczyna się baśń o krasnalu Hałabale, który już od 1936 roku zabawia polskie dzieci.
W tym wydaniu wracamy do niezapomnianych ilustracji wybitnego artysty Zdzisława Witwickiego.


Dane techniczne:
Tytuł: "Z przygód krasnala Hałabały"
Autor tekstu: Lucyna Krzemieniecka
Ilustrator: Zdzisław Witwicki
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 48
Oprawa: miękka
Wymiary: 140x202 mm
 

wtorek, 9 lutego 2016

Rodzeństwo. Trudne początki.

Rodzeństwo. Trudne początki.

Rodzeństwo - szturchańce, kuksańce, kopanie, gryzienie, wrzaski, awantury ale również zabawy, nauka, pomoc, miłość, wsparcie. Jedno słowo a znaczy tak wiele.  

Rodzi się dziecko, prawdziwy cud, opiekujemy się nim, obdarzamy miłością, poświęcamy czas, energię, wkładamy w jego wychowanie całe serce, jesteśmy zawsze dla niego, spędzamy z nim  każdą wolną chwilę. Kiedy decydujemy się na drugie dziecko, nagle świat tego pierwszego zmienia się o 180 stopni, okazuje się, że nie jest już pępkiem świata, mało tego, teraz pępki są dwa!

 
Zanim jednak między dziećmi powstanie więź, trzeba odnaleźć się w nowej sytuacji. Jak to było u Nas?
Już w czasie ciąży starałam się tłumaczyć Jasiowi, że będzie miał brata, że w brzuszku mamy jest dzidziuś. Jednak poza tym, że z chęcią głaskał mój brzuch i dawał całusy, to i tak nie zdawał sobie sprawy ze zmian, jakie nastaną w jego życiu, wraz z pojawieniem się na świecie nowego członka rodziny. I tak w listopadzie 2015 roku urodził się mój drugi synek Staś. Kiedy przyjechaliśmy do domu i go zobaczył był bardzo zdziwiony, chciał go dotykać i to w bardzo niedelikatny sposób np. chciał dotykać jego oczu, co nie było wskazane. Nastąpił moment prawdziwej ekscytacji, fascynacji i ciekawości odnośnie do tego małego człowieka. W domu pojawiły się różne nowe przedmioty dla niemowlaka w tym kołyska i Jasio nie mógł pojąć, że to nie dla niego. Jak to? Rodzice kupili coś nie dla mnie? Kiedy tylko wyjmowałam z niej Stasia, Jaś z prędkością światła wdrapywał się do niej i choć nie mógł wyprostować w niej nóg kazał podać sobie swój koc, żeby w niej spać, wrzucał do niej też swoje zabawki. Na szczęście szybko opanowaliśmy sytuacje i zrozumiał, że tak nie wolno, to jest Stasia łóżeczko, obeszło się bez robienia większej afery. Jednak przed porodem wspólnie bardzo dużo bawiliśmy się, co teraz nie było możliwe. Mój czas został podzielony na dwa. Zdarzało się, że układałam poduszkę do karmienia na nogach a Jaś już na niej (i moich kolanach) leżał zajmując całą powierzchnię, tak aby Staś nie miał już miejsca. Nigdy go nie zganiałam, jakoś dawałam radę nakarmić malucha, nie chciałam żeby Jaś czuł się odtrącony, mniej ważny, szczególnie w tych pierwszych dniach, kiedy oswajaliśmy się z nową sytuacją. Widziałam, że jest "zazdrosny", dzielenie się rodzicami nie było fajne.

Mój mały chłopczyk zaskoczył mnie bardzo pozytywnie! Kiedy wychodząc z domu rozdawał każdemu buziaki (jak ma to zawsze w zwyczaju) Stasiowi też dał, tak sam z siebie. Kiedy młodszy brat bardzo płakał, przyszedł i chciał mu oddać własnego smoczka, próbował go kołysać był bardzo przejęty. Czasami podchodzi i głaszcze go po głowie, takie widoki rozczulają. Zdarzają się momenty, kiedy chce mi niestety za bardzo pomagać np. zmieniać pieluchę lub nosić na rękach. Jednak i w takich chwilach znajduję rozwiązanie, proszę go, żeby podawał mi mokre chusteczki lub trzymam Stasia razem z nim. Radość Jasia z tego, że może pomóc jest wielka. Nadal jest troszkę zazdrosny, bo położenie Stasia w jego łóżeczku nie wchodzi w grę (uffff...że kupiliśmy nową kołyskę) od razu spotykamy się ze sprzeciwem. I oczywiście, kiedy siedzę i trzymam malucha na rękach on też przychodzi na przytulasy.

Dla mnie najważniejsze jest to, żeby Jaś nigdy nie czuł się odtrącony albo "mniej ważny". Staram się poświecić mu jak najwięcej czasu, pozwalam pomagać i ciągle tłumacze, że Staś to jego młodszy braciszek i bardzo go kocha. Myślę, że taka mała różnica wieku między dziećmi też jest poniekąd plusem, Jaś i tak nie będzie pamiętał jak to było, kiedy miał rodziców na "wyłączność". Powoli wchodzi w nową rolę, którą postawiło na jego drodze życie, rolę starszego brata.

Rodzeństwo. Trudne początki.
Rodzeństwo. Trudne początki.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Labirynty! Propozycja dla myślicieli.

Dwie wyjątkowe pozycje, dzięki którym możecie poczuć się jak Sherlock Holmes. Tutaj nie ma górnolotnych przesłanek czy też inspirującego tekstu lub puent dających do myślenia. Tutaj trzeba myśleć od początku do końca. Główkujemy i kombinujemy jak dotrzeć do celu. Jeśli na myśl o labiryncie w głowie pojawia wam się kartka z wyrysowaną drogą z kilkoma ślepymi uliczkami, to tu możecie zobaczyć całkiem nowe oblicze słowa "labirynt". Co jest potrzebne do rozpracowania labiryntu? Dobry wzrok, otwarty umysł, spostrzegawczość, koncentracja, logiczne myślenie. Gotowi? Zaczynamy!
Pierwsza pozycja pod tytułem "Detektyw Pierre w labiryncie. Na tropie skradzionego Kamienia Chaosu". Kiedy zobaczyłam tę książkę po raz pierwszy raz od razu wiedziałam, że jest niezwykła. Praca jaka została włożona w stworzenie każdej strony jest ogromna, szczegóły, detale i opracowanie całej szaty graficznej budzi we mnie jedno - szacunek. W książce poznajemy labiryntowego detektywa Pierre'a, który jest wzywany tylko i wyłącznie w szczególnych wypadkach. Pewnego dnia złodziej Pan X kradnie z muzeum kamień chaosu, który ma niezwykłą moc przemieniania wyszeckiego w labirynt. Pierr podejmuje wyzwanie i wraz ze swoją przyjaciółką Carmen wyrusza na ulice Operyża śladem złoczyńcy. Po drodze napotka kilka zagadek do rozwiązania i będzie musiał odnaleźć sporo ukrytych przedmiotów. I właśnie w tym momencie wkraczamy "My" czyli czytelnicy. Książka jest interaktywną zabawą, więc nie pozostaje nam nic innego niż pomóc dzielnemu Pierrowi pokonać przeszkody. Złapać złodzieja oraz przywrócić ład i porządek w mieście. Na każdej stronie znajdziemy nie tylko nadzwyczajny labirynt z którym będziemy musieli się zmierzyć, ale również zagadki i zadania dodatkowe. Kiedy poszukiwałam odpowiednich przedmiotów o niemal dostała bym oczopląsu, właśnie na tym polega fenomen tej książki. Wciąga niesamowicie aż ciężko się od niej oderwać, ja o mały włos nie przypaliłam przez nią obiadu, ale to już całkiem inna historia.
Czy uda się odzyskać skradziony kamień chaosu? Wszytko zależy od Was! Książka w dłoń, pełne skupienie i do dzieła. 




Co o książce "Detektyw Pierre w labiryncie. Na tropie skradzionego Kamienia Chaosu" pisze wydawnictwo?
Pan X, znany też jako złodziej-widmo, skradł z muzeum Kamień Chaosu, który wszystko przemienia w labirynt. Czy możesz odpowiedzieć na wyzwanie Pana X i pomóc Pierre’owi, a także jego asystentce Carmen, w przeprawie przez każdy z tych zdradliwych labiryntów? Nie ma czasu do stracenia. Wkrótce cały świat może się w nich zaplątać!
Ta zachwycająco zilustrowana książka z labiryntami i zadaniami polegającymi na wyszukiwaniu szczegółów to przygoda, jakiej dotąd nie było! 

Dane techniczne:
Tytuł: "Detektyw Pierre w labiryncie. Na tropie skradzionego Kamienia Chaosu"
Autor tekstu: Chihiro Maruyama
Ilustrator:
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 36
Oprawa: twarda 
Wymiary: 240 x 323 mm


Drugą propozycją jest "Absolutnie fantastyczne labirynty", której tytuł sam mówi za siebie są.... fantastyczne. Książka jest zbiorem 100 przeróżnych labiryntów. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie, są łatwiejsze i trudniejsze trasy do pokonania. Zdecydowanym plusem jest to, że na każdej stronie przeżywamy inna przygodę np. pomóc łowcy zombiaków schwytać wszystkie potwory, uratować samochód przed złomowaniem, pomóc Bobowi w naprawie dachu, księżniczce Paulince dotrzeć na dach, odnaleźć małpce swoich braci. itp. Jest w niej coś typowo dla chłopców, dziewczynek oraz całkiem neutralnie dla wszystkich. Wszystko jest bardzo kolorowe i wesołe co zachęca do rozpoczęcia zabawy. Przyznam się, że sama się wkręciłam i przemierzałam labirynty w poszukiwaniu upragnionego celu. Na pewno zajmie Wasze dzieci na kilka godzin. Gorąco polecam!

Co o książce "Absolutnie fantastyczne labirynty" pisze wydawnictwo? 
Ponad 100 wystrzałowych, rewelacyjnych, kapitalnych labiryntów! Dla początkujących i zaawansowanych.
Każdy labirynt to prawdziwa przygoda – schwytanie zbiegłych zombiaków i odprowadzenie ich na cmentarz, pomoc pingwinkowi kaskaderowi, wyprawa po skarb z Jednoooką Wioletką, walka ze smokiem, rajd terenowy czy spływ Aleją Aligatorów!
Jeśli traficie na ślepy zaułek lub przeszkodę, nie poddawajcie się! Dobrej zabawy! Tylko się nie zgubcie. 

Dane techniczne:
Tytuł: "Absolutnie fantastyczne labirynty"
Autor tekstu: Wilson Becky  
Ilustrator:  Lorna Anderson, Jean Claude, Samantha Meredith, Sophie Rohrbach
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 128
Oprawa:miękka
Wymiary: 205 x 258 mm

niedziela, 7 lutego 2016

Odkrywam świat z CzuCzu. Karty kontrastowe.

Jak bawić się z niemowlakiem? Jak stymulować jego rozwój? Wielu rodziców uważa, że niemowlaka należy nakarmić, przebrać oraz ponosić i położyć spać. On przecież nic nie rozumie z otaczającego go świata, nie warto zawracać sobie głowy jakimiś zabawami. Nic bardziej mylnego! Dziecko wszystko widzi, nie tak jak dorosły, ale widzi (mowa o zdrowym dziecku). My możemy mu pomóc w rozwoju jego wzroku i umysłu. Jest wiele fajnych gier i zabaw do stymulacji na rynku, ale my korzystamy z CzuCzu. Ich nowe produkty, które przygotowane są z myślą o najmłodszych dobrze nadają się do zabawy. Jeśli w łatwy i przyjemny sposób mogę stymulować rozwój swojego dziecka, a przy tym miło spędzać czas, jestem jak najbardziej na TAK! 

Pokażę Wam dwa zestawy kart kontrastowych. Z pozoru bardzo podobne. Czym różnią się od siebie? Przekonacie się za chwilę. 

Pierwszy zestaw to karty kontrastowe, które możemy pokazywać już niemowlakom, są oznaczone znaczkiem 0+ miesiąca. Jest tam dziesięć kart, które są ze sobą połączone sznurkiem. Na kartach znajdziemy dwadzieścia prostych kontrastowych ilustracji. Obrazki są bardzo proste. Zawierają podstawowe kształty, co pomoże dziecku skupić wzrok na ich barwie i wyraźnych konturach. 
Staś już potrafi skupić na nich wzrok, robi przy tym naprawdę śmieszne miny. Jego ulubionym obrazkiem jest głowa misia. Nie ma co się dziwić, bo przecież misie lubią dzieci a dzieci lubią misie. 



Drugi zestaw jest przeznaczony dla dzieci, które już ukończyły trzeci miesiąc życia. W opakowaniu znajduje się dziesięć kart połączonych sznureczkiem. Umieszczono na nich dwadzieścia kontrastowych ilustracji. Czym różnią się od poprzednich? Zdecydowanie ilustracjami, na których znajdziemy wiele szczegółów. Obrazki są o wiele bardziej skomplikowane. Maluchy już w trzecim miesiącu zaczynają widzieć szczegóły i mogą wyodrębnić z całości niewielkie elementy. Pokazywałam je swojemu synkowi ale on bardziej zainteresowany jest tym pierwszym zestawem. Tu też występuje misiu i to już w całej okazałości. Zapewne niedługo i ten zestaw wpadnie w łaski mojego Stasia.


Planując zabawę z naszym dzieckiem musimy wybrać odpowiednią porę dnia. Najlepiej po śnie, kiedy jest nakarmiony i ma suchą pieluszkę. Wtedy współpraca będzie układać się najlepiej. Dodatkowym plusem jest to, że przez takie zabawy nie tylko stymulujemy jego rozwój, ale także budujemy wieź i bliskość. Nie zmieniajmy szybko obrazków, niech dziecko zdąży skupić wzrok i przyzwyczaić się do obrazka. Lepiej będzie mu zobaczyć i wyodrębnić podkreślony kształt.

Odkąd poznałam zabawki marki CzuCzu nosimy i wozimy je ze sobą. Są małe i zawsze się wszędzie zmieszczą. Nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą. Lubimy polskie produkty, bo to co polskie musi być dobre! Szczerze polecam.


Co pisze o kartach kontrastowych producent?
Nigdy nie jest za wcześnie na wspólne odkrywanie świata! Seria Karty kontrastowe na sznureczku to dwa zestawy stworzone z myślą o rodzicach, którzy chcą odpowiedzialnie wspierać swoje maluszki w rozwoju. Kontrastowe ilustracje, dostosowane do poziomu percepcji najmłodszych niemowląt, pozwalają kształtować inteligencję wizualno-przestrzenną, a także poznawać granice przedmiotów, co za jakiś czas ułatwi chwytanie i przemieszczanie się. Wspólna zabawa z rodzicem buduje więź i bliskość!

środa, 3 lutego 2016

Wrocławskie spotkanie blogerek. Co tam się działo? Moja relacja!


Moje miasto Wrocław! To właśnie tu 22 stycznia miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w spotkaniu blogowym, zorganizowanym przez dwie wspaniałe kobiety: Elwirę autorkę bloga Zabiegana Mama oraz Justynę autorkę bloga Zmiksuj To!

Spotkanie odbyło się w bardzo klimatycznym miejscu, w restauracji BLT. Sam właściciel (bardzo sympatyczny pan) czuwał nad nami, by nic nam nie brakowało. Miałam okazję spróbować kilka pysznych tart, które próbowałam odtworzyć w domu niestety z marnym skutkiem. Restauracja słynie z wyśmienitych burgerów, to jest coś co zdecydowanie przyciąga mojego Ł. BLT jest wyjątkowa pod wieloma względami, ma jedną z najfajniejszych promocji o których słyszałam. Chcesz kawę? Cena zależy od tego jak o nią poprosisz!
Kawa - 6 zł
Poproszę kawę - 5 zł
Dzień dobry, poproszę kawę - 4 zł.
Tą promocją od razu skradli moje serce. Zachęcam innych do stosowania tej metody. Jednak nie na jedzenie i picie tam przybyłam (co oczywiście było pysznym dodatkiem). Przyszłam, żeby poznać nowe osoby, nauczyć się czegoś nowego i oczywiście w przypadku świeżo upieczonej mamy "wyjść do ludzi".

Na wstępie Elwira i Justyna przywitały się z nami. Później były wystąpienia. Na pierwszy ogień wyszła Agnieszka Nowakowska osobisty coach. Kobieta o silnym charakterze, która potrafi zmotywować każdego. Powiedziała nam co powinno być dla nas najważniejsze (cel), jeśli my będziemy szczęśliwi to i nasi najbliżsi również, jest to transakcja wiązana. Motywowała nas do walki o własne marzenia, stawiania sobie celów i ich realizacji. Dodatkowo dostałyśmy od niej w prezencie możliwość odbycia jednej bezpłatnej sesji coachingowej, co było miłym gestem z jej strony.
Następną prelekcję wygłosił fotograf Rafał Ryziński, który uwieczniał za pomocą aparatu nasze spotkanie. Jest on prawdziwą skarbnicą wiedzy na temat wykonywania dobrych zdjęć. Fachowa porada odnoście tego, co i jak polepszyć aby nasze zdjęcia były bardzo dobre. Ja nie jestem mistrzem w tym temacie, więc słuchałam go bardzo uważnie i starałam się jak najwięcej zapamiętać. 
Kolej na moją ulubioną prelegentkę Sandrę Smolarczyk z Make Up Artist, która zrobiła mi bajeczny makijaż. Wystąpienie było najdłuższe, ale jak dla mnie pouczające, bo jeśli chodzi o make up to u mnie ciężko w tym temacie, raczej same podstawy bez szaleństw. Dowiedziałam się jak nakładać podkład, jakie kosmetyki wybierać, jaki makijaż na jaką okazję stosować i co wartko podkreślić. Sandra jest bardzo miła i na wszystkie pytania odpowiadała bardzo wyczerpująco. Chciałabym się do niej w przyszłości zgłosić na szkolenia, bo takie oczy jak ona mi zrobiła, nikt mi jeszcze nie wyczarował. 

Na koniec mogliśmy posłuchać Ulę Kaptur przedstawicielkę firmy Like08, która była jednym ze sponsorów. Otrzymaliśmy od nich kubki i koszulki z logiem spotkania, które dla nas stworzyli. Przedstawiła nam ofertę swojej firmy oraz opowiedziała jak promować własną markę w social mediach. Ja słuchałam jej zza ściany, bo wtedy wypadła pora karmienia mojego małego głodomora Stasia, który razem z Ł był na spotkanku. Jako matka karmiąca tworzę ze Stasiem nierozerwalny team.
Korzystając z okazji, chciałam jeszcze raz podziękować za zaproszenie mnie na spotkanie i za miło spędzony czas. Elwira i Justyna spisały się na medal. A co do organizacji spotkania, nie mogę się do niczego przyczepić. Liczę na kolejne edycje. Dziękuję również wszystkim sponsorom za upominki. Dobrze, że Ł był ze mną bo inaczej ciężko by mi było się zabrać.







Sponsorzy i ich upominki: 
zaproszenie do kawiarni i cukierni Słodki Adres (to coś dla takich łasuchów jak Ja), kosmetyki naturalne dla kobiet i dzieci od Ekodrogerii Eco&More, puder od Pixie Cosmetics, próbki naturalnych kremów od Resibo (tą markę chciałam wypróbować, jest teraz okazja), kalendarze i chrupki Solo (chrupki zostały zjedzone zaraz po przyjściu do domu, smak dzieciństwa), ubranka od Nanaf Organic i DressUp (DressUp dostępne tu:http://kidszone24.pl/), oleje tłoczone na zimno od firmy SemCo, koszulki Like08 kubki od Poki, torby ekologiczne oraz znaczniki do walizek od Mrówka Travel i cudowne kosze z kosmetykami Cien od Lidla (już niedługo będzie konkurs z ich udziałem, więc wypatrujcie), książki wydawnictwa Zwierciadło (recenzja już wkrótce) i Lalanka.  
Zdjęcia Rafał Ryziński oraz Glam&Curvy.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...