Jestem dziewczyną z małej wioski, obok niewielkiego miasta, gdzie miałam cudowne dzieciństwo za które, opieka społeczna w obecnych czasach już dawno stała by pod naszymi drzwiami.
Co takiego robiłam? Biegałam w samopas po podwórku z bandą dzieci, wdrapywałam się na drzewa (niekiedy z nich spadałam), za nic miałam zakazy mamy, o jedzeniu zielonych jabłek i śliwek - opychałam się, co kończyło się czasami bólem brzucha. Jadłam mnóstwo owoców prosto z drzewa, borówki prosto z lasu, piłam z jednej butelki ze wszystkimi kolegami i koleżankami. Całe dnie spędzałam na podwórku, w okolicznym parku, lesie i łąkach, wracałam dopiero na dobranockę, kąpiel obowiązkowa była w sobotę i wtedy wracałam wcześniej (akurat tego sobie teraz nie mogę wyobrazić). Wiedziałam jak wyglądają podwórkowe zwierzęta, piłam mleko prosto od krowy, wiedziałam skąd się ono bierze i nie byłam tym faktem zdziwiona. Znam duże dziecko, które na pytanie: skąd się bierze mleko? Odpowiada, że z kartonu, oraz takie co jak się dowiedziało, że jajka wychodzą kurze tu cytat "z dupy" przestało je jeść (serio).
Brudziłam się bardzo, nikogo nie obchodziło jak kto jest ubrany, ulubionymi zabawami były "podchody" oraz w chowanego. Zimą organizowane były kuligi, gdzie nie raz gdy spadłam przejechało po mnie z 15 par sanek (na nikim nie robiło to wrażenia) aż cud, że nie odniosłam żadnych obrażeń. Jednak im bardziej dorastałam tym bardziej ciągnęło mnie do miasta "wielkiego świata" i tak oto już prawie 10 lat mieszkam we Wrocławiu.
Teraz gdy przyjeżdżam w rodzinne strony uwielbiam tą ciszę i spokój, zapach łąki, lasu. Odcinam się również od wirtualnego świata bo zasięg w tel. u mojego Taty jest tylko w kuchni przy oknie, gdy przyjmujesz dziwna pozycję, więc naprawdę można się zrelaksować.
Jaśko jest szczęśliwy, biega i szaleje, od razu woła: ko ko ko ko i biegnie do kur i kaczek (na pewno długo po naszej wizycie muszą dochodzić do siebie). Gania, wszytko przeżywa aż miło popatrzeć, wieczorem pada zmęczony i szczęśliwy.
Wydaje mi się, że wszytko płynie tam wolniej i nikt nie pędzi, wszyscy się znają, żyją razem a nie obok.
Natłok obowiązków, myśli, zmęczenia, mętlik w głowie co robić? Najlepiej
jest gdzieś naładować akumulatory, zresetować umysł, wyczyścić głowę,
oderwać od codzienności, zwolnic tępo, złapać oddech.
Polecam i zalecam wyjazd do miejsca - WIEŚ.
Parę zdjęć z naszego tygodniowego pobytu w lipcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz